Przeżyły. Nawet wpadłyśmy potem do fundacji wetkosióstr za miedzą i lejdisy poszły na spacer z ciułałami mazowieckimi
A od wczoraj i ja wracam do świata żywych po traumie ciągnącej się od 15 listopada, kiedy Plusz się zatkał.
Potem rzygał. Po każdej karmie na struwity. Nie chciał jej żreć i tyle. Schudł mi biedulinek do 6.8 kilograma

Od 10 grudnia wrócił na TOTWa plus dwa razy dziennie 4 ml Uro-Petu.
I dalej rzygał. Najchętniej koło trzeciej nad ranem na kołdrę chlastał tak z łyżkę przetrawionej zawartości kota.
Przestał tydzień temu. Minęły trzy tygodnie pastowania kota więc pojechaliśmy na kontrol.
W poniedziałek Dottore odgrzebał wyniki poprzednich badań pluszoszczyn. Porównał te z marca przed rokiem i teraz po zatkaniu.
W obydwu białko w moczu 500. Dodatkowo kreatyninę miał teraz 2.7
Padło określenie "białkomocz" i informacja, że widywał już takie wyniki u kotów. Ale długo to one potem nie pożyły...
No to jedziemy z USG.
Nerki... uuu... widać zmiany...
Się pytam: czy to już wskazanie do eutanazji?
NieE, poczekajmy jeszcze trochę. Mówi Dottore.
Pęcherz... świeci jak obsypany brokatem na Sylwestra...
Białko daje takie efekty.
Szczyny z pęcherza i krew pobrane. Czekamy na wyniki.
Rano mam przyjechać do lecznicy i przegadać z Dottore co robimy...
Ja już Plusza oczywiście mentalnie składam do trumienki.
Była też wisienka na torcie. Kiedy wylazł w domu z transportera nadepnęłam mu na łapę.
Rozdarł japę jak wilkołak. Ma szczęście, że miałam na nogach Emu.
Straszliwy wieczór, potworna noc.
Plusz okiem mrugnie? Znaczy, konwulsje ma. Terminalne.
Ogonem w lewo machnie? Czemu nie w prawo? Kot umiera, jak nic...
W takim nastroju pojechałam na konsultację.
I co? Piekielny Plusz ma wyniki jak paździerz.
Białko na ten przykład 8.
Owszem, pH szczyn 8,5, ale to, co w na USG w pęcherzu świeciło to były struwity.
No to jedziemy dalej z Uro-Petem. Kontrol za miesiąc
