Tak, kot Birmański był w moich planach od dawna.
Wielki Dzień nastąpił 08 października 1999 r.
Podczas jazdy do domu Hera siedziała w rękawie mojej kurtki i tak też wniosłem ją do mieszkania.
Kurtkę, wraz z Herą, położyłem na kanapie i czekałem na wyjście kota z aparatem fotograficznym w dłoniach. Moja cierpliwość została wystawiona na poważną próbę. Przez 5 godzin kotka spała w rękawie i tylko od czasu do czasu wystawiała łapkę, oczko lub uszko. Wreszcie około godziny 21 postanowiła wyjść z kurtki.
Teraz poszło już szybko: kilka kroków po kanapie, zeskok na podłogę, truchcik w moim kierunku i ocieranie się o nogi z głośnym mruczeniem. Zaakceptowała mnie!
Pozostało tylko pokazać panience gdzie ma jedzenie, gdzie toaletę i gdzie jest miejsce do spania.
"Stołówkę" zaakceptowała, ubikację także, ale do spania postanowiła wykorzystać wszystkie dostępne miejsca (oczywiście z wyjątkiem tego, które dla niej przygotowałem).

