kolejny tymczas...eh

Edit: pieska znalazlam w niedziele, w parku, "przyczepil" sie do naszej Marty czujac...no....suke

przeszedl z nami przez ulice no i ?? nie moglam go zostawic na chodniku, wiec go zabralam do domu. Ineski (moje dziec) zaczelo sie wydzierac: mama przyniosla pieska!!!!. Tz myslal ze sciema, bo przeciez dzien wczesniej Tz przyniosl Ryszarda

A tu prosze

pies jest na prawde. Pierwsze co: alarm na fejsie i kilka ogloszen na szybko. Noc nieprzespana, bo psinka okazala sie terytorialna, warczala na koty, zrywala sie do pogoni, wiec snu okolo 3 godziny. Rano zaprowadzilam psa do weta, zeby sprawdzic czip. No i okazalo sie, ze go nie ma. (nie mial tez obrozy z adresem, nic). W miedzy czasie Tz w psim parku zaczal wypytywac psiarzy, czy ktos nie zgubil psa. Pokazywal fotke, niestety nikt psa nie rozpoznal.
Troche sie zdolowalismy, bo albo pies porzucony (brak czipa, brak adresowki), albo zwial na panny i szukaj wlasciciela nie wiadomo gdzie.
Wetka powiedziala, zebym zaczela szukac DS, bo pies bez czipa jest uznawany jako pies bez wlasciciela, i albo zadzwonie do schroniska zeby go zabrali, albo sama sie nim zajme, albo znajde mu wlascicieli.
W schronisku psy bezdomne maja 13 dni na znalezienie domu, bo 13 dniach, eutanazja... no to jak mam zadzwonic po nich!!!??
Alarm fejsbukowy trwal, w kilka godzin zdjecie udostepnilo 26 osob, a to sporo. Otrzymalam jednego e maila, ale okazal sie DT, ktory psa chcial wziasc na tymczas.
Wieczorem siedzimy przy piwku i rozmawiamy, co z psem zrobic? no coz, trzeba bedzie wydrukowac ogloszenia i porozklejac po okolicy, a nuz ktos, cos wie.
Wzielismy psiaki na wieczorny obchod i jak zwykle zaczepiamy psiarzy. Cisza. Nikt nic nie wie, psa nigdy nie widzieli. Wrzacamy do domu i tuz przy wyjsciu z parku pytamy starszej babki czy kojarzy psa, a ona:Tak. My:
Okazalo sie, ze wczoraj jakas pani szukala wlasnie szarego psiaka, bo spuscila go ze smyczy, i zajela sie zabawa z dziecmi, a po kilkunastu (!!!!) minutach psa juz nie bylo. Zaczelismy szukac kobiety, bo moze gdzies sie kreci po parku, i nagle podbiega do nas inna pani, ze widzi na drzewie ogloszenie, ze szukaja psa. Lecimy pod drzewo, zdjecia psa beznadziejne, nic nie widac, czy to on? Biore psiaka na rece i przystawiam do foto...no chyba to ten, zadzwonimy, zapytamy. Nagle slyszymy glos jakiejs dziewczyny, wola psa po imeniu i biegnie do nas! Tak! to wlascicielka! ufffff, co za ulga!!!!
Dziewczyna dostala male O.P.R za nie zaczipowanie psa, za nie zalozenie mu plakietki, cokolwiek. Nie moglam sie na nia drzec, bo tak sie wzruszylam, ze...eh

Psiaka oczywiscie oddalismy pannie, pogadanka o bezpieczenstwie byla. Historia ma swoj koniec, chyba dobry. Mam nadzieje, ze beda teraz pilnowac pieska, i troszke bardziej sie nim zaopiekuja (i naucza czystosci, pies zasiural sofe i zrobil dwojke w kuchni, a nie jest juz szczeniakiem!)
To tyle.
(mimo wszystko kolejna noc nie przespana, Ineski plakala bardzo za pieskiem, nazwala go "Chispitas" (Iskierka), mimo ze wiedziala, ze szukamy mu wlasciciela...powiedziala, ze myslala, ze piesek zostanie z nami kilka dni, i niestety ciezko bylo jej zrozumiec, ze lepiej iz piesek wrocil do domu tak szybko, bo pozniej ciezko bylo by go oddac...Ineski poszla do szkoly z zaplakana twarzyczka....)