Od jakiegoś czasu Frycek nabrał zwyczaju polowania na wszystko co się rusza

. Gdy tylko uzna, że podczas powitalnego szaleństwa za mało mu było zabawy, mogę być pewna, że za chwilę kątem oka zobaczę gdzieś pod biurkiem jego przyczajoną postać z udeptującymi tylnymi łapkami i rozlewającymi się gwałtownie czarnymi źrenicami

. Obiektem ataku jest zawsze któraś z moich nóg. Fryc wykonuje skok, obejmuje moją łydkę łapami, gryzie i błyskawicznie ucieka

. Na szczęście robi to zawsze z ogromnym wyczuciem, więc nigdy mnie to nie zabolało

.
Obiektami Fryckowych
ataków znienacka stają się czasem nasze palce stukające w klawiaturę, frędzle przy swetrze, a nawet szeleszczące kartki trzymane w rękach przez klientów

.
W cieplejsze dni Frycek przesiaduje na parapecie otwartego okna, patrolując wzrokiem teren. Gdy wypatrzy koło drukarni jakiegoś kota, a akurat szczególnie go „nosi”, natychmiast przyjmuje swoją przyczajoną postawę i rusza, by pogonić wroga

. Ot, taki sobie kretyński nawyk...
Gdy Fryc bawił ostatnio z wizytą towarzyską w Dąbrowach, nie wiadomo skąd napatoczyła się Tosia.
Poznał ją od razu.
Czy ja przypadkiem tej burej dziewuszce nie pogoniłem kota przy ostatnim pobycie?
Ależ oczywiście, że tak! Powtórzymy to, mała?
No to postawa i... ATAK!
No wyłaź spod tego domku. Na żartach się nie znasz?
Tośka, owszem, zna się na żartach (na tych głupich na szczęście też

), więc po kilku minutach wylazła i usiadła na barierce w bezpiecznej odległości od żartownisia

Fryc jednak długo nie wytrzymał tego spokojnego siedzenia
- Ej, burasko, a może tak druga rundka w „gonienie kota”?
- Spadaj, brutalu
Fajnie będzie, naprawdę!
Tylko raz cię pacnę, a ty uciekniesz
Nie ma się czego bać – Joaśka obcięła mi pazury

Zanim zdążyłam zrobić zdjęcie, Fryc pacnął Tosię i z wielkim zadowoleniem patrzył jak ta znów chowa się pod domkiem...
W związku z powyższą historyjką, czy uważacie, że mam jakiekolwiek szanse na dokocenie tym
dowcipnym bandytą, ciotki?
