Nowa seteczka, stara bajeczka - Kroniki skrzata Kleofasa

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw lip 03, 2008 18:17

ja też...
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Czw lip 03, 2008 18:33

Zatrzymałem się na jedną chwilę i doszedłem do wniosku, że tak dawno nie byłem w lesie, że zdążyłem zapomnieć, że dla mnie, syna baśniowego ludu był on miejscem przyjaznym i bezpiecznym…
- Kleofasie, Kleofasie – napomniałem sam siebie. – Zbyt długo siedziałeś w mieście…
I ruszyłem dalej.
Konary drzew nad moją głową splotły się na kształt liściastego sklepienia, ścieżka porosła mchem, a w panującej dokoła mnie ciszy słychać było szelest liści opadających na ziemię.
Wyjąłem z kieszeni fajeczkę i nabiłem ją resztką tytoniu. Nie paliłem już tak dawno chowając tą resztkę na naprawdę ważna okoliczność, że smak tytoniu wydał mi się nagle ostry i gryzący, ale puszczając malutkie kółka, które rozwiewały się w powietrzu ponad moją głową poczułem się jak prawdziwy skrzat powracający do swego domu.
Mój kąt za piecem wydał mi się nagle tak niedaleki, że prawie poczułem ciepło ognia z paleniska na mojej twarzy.
- Witaj – szepnął ktoś mniejszy ode mnie i przestraszony swoja śmiałością ukrył się w kępie paproci.
- Witaj kimkolwiek jesteś – odparłem, ale kępa nie poruszyła się.
Idąc przypominałem sobie wszystkie przygody, jakie mi się przydarzyły tak, aby nie uronić najmniejszej z nich…ostatecznie byłem pierwszym skrzatem, który opuścił swój kąt za piecem i wyruszył w nieznane.
Kiedy będę tak stary jak mój dziadek – pomyślałem – napisze pamiętniki, które…
Stanąłem jak wryty.
Nagle dotarło do mnie, że prócz ludzkiego dziecka noszącego moje imię nie pozostawię po sobie nikogo…dawno temu bowiem wybrałem inną drogę, która wskazało mi moje serce, niepokorne serce, za którego namowa stałem się pół-skrzatem, przynależącym zarówno do świata baśni i do świata ludzi…
Czy wiedząc to, co wiedziałem dzisiaj – obrałbym tą sama drogę?
- Tak – odpowiedziało bez wahania moje serce.
Mech pod moimi stopami wydał mi się nagle miękki jak najdelikatniejszy kobierzec, toteż zdjąłem buty, związałem je sznurowadłami i przerzuciłem przez ramię.
Moje stopy zapadły się w leśny dywan.
Las gęstniał, a mnie powoli ogarniało zmęczenie. Wspiąłem się na najbliższe drzewo i poszukałem wygodnego rozwidlenia, w którym mógłbym usiąść i uciąć sobie małą drzemkę bez obawy, że zsunę się na dół.
Zanim jednak zapadłem w sen spojrzałem w górę, między gałęziami drzewa.
Daleko, daleko na niebie lśnił nieduży złocisty punkt – migotał i mrugał do mnie wprawiając moje serce w miły niepokój…pomyślałem, że tak muszą czuć się ptaki, powracające z daleka do swoich starych gniazd..
Gdzie za horyzontem czekało pogrążone we śnie moje miasto, kamienna fontanna, otaczające rynek wąskie kamieniczki i park obejmujący zielonymi ramionami dom z drewnianą werandą…
Pomyślałem o dziadku siedzącym na kamiennych schodach, o braciach wpatrujących się w czerwone oko paleniska i powoli sączących leśne wino o cierpkim smaku jeżyn, o zegarze na wieży Ratusza wolno i poważne odmierzającym godziny na wąsatej tarczy..i nagle przeniknął mnie chłód : zapomniałem, kiedy opuściłem swój dom, w natłoku wydarzeń uszło mej uwadze, że Czas Baśniowy liczy się inaczej, aniżeli ludzki czas…
A jeżeli – podpowiedział mi jakiś głos – twoje miasto zamieniło się w podobne temu, które niedawno opuściłeś? A jeżeli nie ma już fontanny i wycięto parkowe drzewa? Jeżeli Leśny zabrał baśniowy lud za leśną bramę i twój kąt od dawna świeci pustką?
Poczułem, jak cos niedobrego wkrada się we mnie wbrew mojej woli, sprawia, że moje serce ogarnia chłód i niepokój, że nadzieję zastępuje zwątpienie.
- Ratuj się, Kleofasie – wyszeptało moje serce.
Chwyciłem swój tobołek i zeskoczyłem w sprężysty dywan mchu. Puściłem się pędem, aby znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Gałązki i ostre źdźbła traw smagały mnie po twarzy, liście pokrzyw piekły żywym ogniem, ale zdołałem wybiec na skraj lasu, a kiedy przystanąłem , by zaczerpnąć tchu dostrzegłem, że niebo nad lasem było czarne, ponurą, atramentową czernią, bez ani jednej, nawet najmniejszej gwiazdy.
Odetchnąłem z ulgą, choć nogi dalej trzęsły się pode mną.
Na prawo od lasu, zbite w ciasną gromadę niby zziębnięte gołębie kuliły się chaty przeklętej wsi.


cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pt lip 04, 2008 9:06

Grozą powiało...

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt lip 04, 2008 16:20

:strach:
i to jaka grozą.....
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt lip 04, 2008 21:50

Przysiadłem na kamieniu mokrym od mgły i poczekałem, aż powrócą mi siły, które, niby wampir, wyssało ze mnie ciemne niebo okrywające wieś.
- Kły i pazury – odezwał się nagle ktoś za moimi plecami i dostrzegłem młodego lisa, który przyczaił się w paprociach.
- Pozdrawiam Klan Drapieżców – odparłem i nagle poczułem się tak szczęśliwy, jak nigdy dotąd.
Ciężkie, mroczne niebo oddaliło się, a w oczach lisa zobaczyłem dwa złote punkty.
- Nie należy się tu zapuszczać bez potrzeby – rzekł lis. – Tutaj każdy opada z sił i każde serce napełnia się lękiem i zwątpieniem. Kiedy ludzie urządzają polowania starają się zagonić nas właśnie tutaj…I kiedy dobiegamy w to miejsce, ścigani przez sforę psów już jesteśmy martwi, chociaż nasze serca jeszcze biją…Więc omijaj to miejsce, Kleofasie.
Drgnąłem.
- Skąd znasz moje imię? – Zapytałem.
- Każdy zna twoje imię, podobnie jak każdy zna imię Leśnego. To przecież ty wyruszyłeś, aby odnaleźć tych, którzy się pogubili, prawda? Kto inny, jak nie ty znalazłby się tutaj w środku nocy? Wszystkie skrzaty śpią teraz za swoimi piecami i nikomu nie przyszłoby do głowy chodzić po nocy w to przeklęte miejsce…
- Sprytnie do tego doszedłeś – powiedziałem.
- Przecież jestem lisem – odparł lis i po psiemu pomachał ogonem.
Chwilę siedzieliśmy obok siebie w milczeniu śledząc daleki horyzont, nad którym jasnym, złotym światłem płonęła gwiazda.
- Jeśli chcesz, mogę ci towarzyszyć – zaproponował lis, a ja, pomny przerażającego uczucia samotności, jakie ogarnęło mnie w lesie ochoczo przystałem na jego propozycję.
Lis pochylił się, abym mógł wdrapać się na jego grzbiet i ruszył powoli pomiędzy wilgotnymi od nocnej mgły trawami i sterczącymi w górę, osnutymi pajęczyną badylami.
- Powiadają – rzekł lis, – że w tej wsi zło mieszka już od niepamiętnych czasów…Ponoć pierwszy dom wybudowało dwu rzezimieszków, którzy dawno temu przybyli tutaj szukać złota…Przybyło ich trzech, ale pokłócili się i zabili towarzysza.
Gdzieś w mej pamięci odżyła opowieść o tym, jak wznoszono złociejowski dwór i jak budowano pierwsze domy w mieście.
- Powiadają jeszcze – ciągnął lis, - że ciało zabitego utopiono w bagnie, aby nikt go nie znalazł. A potomkowie zabójców dalej żyją we wsi i zło lęgnie się w ich domach, rozpełza po zagrodach niby mgła, zatruwa serca i mąci umysły. Dlatego ludzie omijają tą wieś, a jej mieszkańcy nienawidzą ich za to…
Lis przystanął. Wieś pozostała daleko za nami, ukryta za półkolem lasu.
- Mówią, że zło pokonać można cierpliwością i dobrem,…ale widocznie nikt nie próbował.
- Widocznie – przytaknąłem.
Znajdowaliśmy się na rozległej łące, otoczonej naprędce skleconym ogrodzeniem. Na skraju łąki stała solidna drewniana szopa, której drzwi podparto grubym kołkiem.
- Jeden z gospodarzy trzyma tam konie – wyjaśnił lis.
Odwróciłem się i raz jeszcze spojrzałem na trawy falujące niby morze. Konie – pomyślałem. – Konie…
Ale moje myśli pobiegły już zupełnie gdzie indziej, bowiem przed nami pojawił się wysoki, sosnowy las. Świtało i ciemne kontury drzew jaskrawo odcinały się od nieba różowiejącego na wschodzie.
Między ciemnymi pniami połyskiwały srebrem pnie brzóz, a na skraju lasu rosły trzy – wysokie, smukłe, znajome…
Wracałem do domu, strudzony po dalekiej wędrówce, pełen przeżyć i wspomnień, spragniony ciepła i spokoju…


cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob lip 05, 2008 14:25

:1luvu: :1luvu: :1luvu: :1luvu: :1luvu: :1luvu: :1luvu: :1luvu:

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob lip 05, 2008 16:12

Do domu :lol:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob lip 05, 2008 21:51

...i bajusia dopiero jutro, bo dzisiaj pożyczyłam laptoka i dopiero teraz wrócił :)
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie lip 06, 2008 13:44

:crying: :crying: :crying: :crying: :crying: :crying: :crying: :crying: :crying: :crying: :crying: :placz: :placz: :placz: :placz: :placz: :placz: :placz: :placz: :placz: :placz: :placz: :placz: :placz: :placz: :placz: :placz: :placz: :placz: :placz: :placz: :placz:

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie lip 06, 2008 18:57

- Jesteś w domu – powiedział lis przystając w miejscu, gdzie polna ścieżka wiodąca spod lasu łączyła się z szeroką, piaszczystą drogą.
Zsunąłem się na ziemię. Piasek pod moimi stopami był ciepły i miękki.
- Idź – powiedział lis i pobiegł w stronę lasu. – Kły i pazury!
- Kły i pazury! – Zawołałem w ślad za nim. – pomyślnych łowów !
Z bijącym sercem wstąpiłem w brzozowy zagajnik. Szedłem mijając drzewa, które pozostawiłem jako małe, ledwie odrośnięte od ziemi. Co czekało na mnie dalej – ziarno posiane przez okolice przeklętej wsi widać zdołało zakiełkować w moim sercu…
Odetchnąłem z ulgą rozpoznając otoczony drzewami dom jasnowłosej lekarki, dom, przed którym rosły gęste kępy ziół, a którego uchylone okna świadczyły, iż jest zamieszkały.
Dalej, w pierwszych promieniach słońca złociły się liście klonów porastających obrzeża parku, czerwieniły się wielkie głowy dębów, a na ostach rosnących szpalerem po obu stronach ścieżki połyskiwały ozdobione kroplami rosy pajęczyny.
A dalej – dalej ze wzruszenia ścisnęło mi się gardło i poczułem, jak wilgotnieją mi oczy.
Zacisnąłem powieki pomny, iż płacz domowego zwiastuje nieszczęście, ale nagle uświadomiłem sobie, że oprócz łez rozpaczy są jeszcze łzy radości i pozwoliłem, aby wreszcie, po raz pierwszy w życiu spłynęły po moich policzkach.
Otarłem twarz rękawem kubraka i poczułem, jak moje serce opuszcza zwątpienie i lek, a jego miejsce zastępuje radosna nadzieja.
Mój dom stał dalej tam, gdzie go pozostawiłem, nienaruszony, może tylko zielona ściana winobluszczu była gęstsza winobluszczu wyższa, a spomiędzy zieleni liści połyskiwały różowe w świetle wschodzącego słońca szyby.
Rzuciłem tobołek na ziemię i pobiegłem przed siebie ku werandzie.
Wystarczył jeden sus abym znalazł się na drewnianym parapecie a drugi, aby zeskoczyć na sosnowe deski podłogi.
Podłoga zaskrzypiała, a spod moich stóp uniósł się malutki obłoczek kurzu.
Na drewnianym stole leżał plik nut i stary futerał od skrzypiec. Pachniało tytoniem i lawendą, a w kuchni, za piecem cos szeleściło.
- Wróciłem – powiedziałem wsuwając głowę za piec.
W pierwszej chwili pomyślałem, że to mój dziadek wstaje, aby mnie powitać,…ale w siwobrodym skrzacie rozpoznałem swego ojca.
- Kleofas! – Wykrzyknął ojciec i mocno mnie uścisnął.
Rozejrzałem się wokół.
- Dziadek…- zacząłem.
Ojciec puścił me ramiona i posmutniał.
- Zeszłego roku, twój dziadek, a mój ojciec odszedł za Wielką Bramę.
Odwrócił się, pochylił i długo szukał czegoś w swoim kącie.
Kiedy ponownie zwrócił się do mnie, jego oczy były wilgotne. Podał mi zawiniętą w kawałek płótna fajkę i gruby, oprawiony w skórę brulion.
Wyszedłem na zewnątrz.
Kolory jesieni nagle dziwnie przygasły, ucichło nawoływanie ptaków.
- W życiu musi być wszystko – w głębi mojego serca odezwał się Bazyli. – Radość, smutek, narodziny i czas odejścia…dopiero wtedy życie jest życiem, jeśli, oczywiście rozumiesz, o co mi chodzi.
- Rozumiem – powiedziałem trochę do siebie, a trochę do nieba nad moją głową.
Usiadłem na kamiennych schodach i wziąłem do ręki dziadkową fajkę. Zapach tytoniu jeszcze nie zdążył wywietrzeć, i gdy przymknąłem oczy od razu pojawiła się przede mną twarz dziadka.
Za moimi plecami zaszeleściły kroki ojca.
- Zimą odeszli Jan i Ewelina, - rzekł cicho. – Aron ożenił się z Karoliną i mieszkają w mieście, ale przyjeżdżają tu od czasu do czasu…
Nad naszymi głowami niebo wypełniło się jękliwą pieśnią.
Spojrzałem w górę.
Pomiędzy porannymi chmurami, na południe, przeciągał spóźniony klangor.
Pomyślałem, że tam, wysoko, jest Brama, za którą odchodzą ludzie – tam, ponieważ wspominając swoich bliskich zawsze spoglądali w niebo…
Otworzyłem brulion dziadka.
Przebiegłem oczyma rząd liter bardziej przypominających tajemnicze zawijasy, niż pismo i uśmiechnąłem się przez łzy.
„ Drogi Kleofasie ” – pisał dziadek – „ wiosen trzysta jest życia baśniowego ludu, trzysta pór letnich, trzysta jesieni i trzysta zim, a kiedy czas ów przemija otwiera się Wielka Brama, za którą baśń nie ma ani początku, ani końca, jak niebo, które rozpina się nad naszymi głowami. I nawet drzewa nie są wieczne, i nie jest wieczna rzeka, ani góry, które kruszy czas – cóż więc przeciw temu znaczy lat trzysta? Taką kolej rzeczy ustanowiono i tylko jeden Leśny, który ma pieczę nad Wielką Bramą wie, dlaczego tak postanowiono, a nie inaczej. Ci, których pozostawiamy po sobie w obowiązku mają uczyć dawnych pieśni i obyczajów, aż po kres wszechświata…tobie pozostawiam wszystko, co zasłyszałem, a puste strony zapełni masz tym, co zasłyszałeś Ty. A kiedy minie lat Twoich trzysta i kiedy Wielka Brama otworzy się dla Ciebie wyjdę Ci na spotkanie i powitam w czasie, który nie ma końca… ”

cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pon lip 07, 2008 9:38

:cry:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon lip 07, 2008 19:35

Zamknąłem brulion.
- Mam nadzieję – szepnąłem spoglądając w stronę lasu, – że widzisz mnie teraz i że towarzyszyłeś mi cały czas, kiedy byłem w drodze…Nie udało mi się odnaleźć glinianego kota, ale zobaczyłem wiele i wiele się nauczyłem…wychodziłem stąd będąc młokosem a powróciłem z własną pieśnią…wypowiedziałem swoje własne zaklęcie i chciałem opowiedzieć ci o tym wszystkim przy czarce leśnego wina. Muszę pogodzić się z twoim odejściem, bo takie jest odwieczne prawo…
- Kleofasie – przerwał mi głos ojca. – Czekamy na ciebie.
Trzymając brulion pod pachą wszedłem za piec. Zdumiony powiodłem oczyma po brodatych twarzach moich braci, a w drobnej, białowłosej staruszce z radością rozpoznałem moją matkę.
Kiedy z wszystkimi wymieniłem powitalne uściski smutek jakby zelżał. Migdałowe ciastko miało smak królewskich delicji, a miód, który matka podała mi w żołędziowej czapeczce dopełnił uczucia sytości.
Nabiłem fajkę tytoniem, który podsunął mi mój brat i z przyjemnością odprowadziłem wzrokiem błękitne kółeczko dymu.
Niewiadomo skąd pojawiło się leśne wino i czarka poczęła krążyć pomiędzy nami. A kiedy lekko zaszumiało nam w głowach prastara pieśń sama pojawiła się na ustach:
- Z tysiąca ścieżek, dróżek i dróg
Najdroższa jedna jest sercu memu
ta, która wiedzie pod domu próg
Czy to w pogodę, czy w deszczu czas
Wiosną czy zimą, w upał czy chłód

Ona niezmiennie prowadzi nas
Czy jesteś wesół czy w ciężkiej biedzie
Gdy masz brzuch pusty czy pełen trzos
Ona do domu ciebie zawiedzie…
Głowa nieco zaczęła ciążyć mi na piersi, toteż matka wskazała mi przygotowane dla mnie uprzednio posłanie.
Położywszy, zwyczajem podróżnych, brulion pod poduszkę zapadłem w sen. Słyszałem głosy mej rodziny, przyciszone i pełne ciepła, obok mnie szeleściły czyjeś kroki. Byłem w domu.
Kiedy obudziłem się było późne popołudnie.
Słońce kładło się na podłodze plamami złota i czerwieni, a w parku rozbrzmiewały dalekie głosy ludzi.
- Więc mieszkacie tu zupełnie sami? – Zapytałem ćmiącego fajkę brata.
- Niezupełnie – brat wystukał fajkę do popielnika. – Codziennie przychodzi Babcia Tekla. Podlewa kwiaty, otwiera na dzień okna. A czasami siada w kuchni i rozmawia z panem Janem…to znaczy opowiada mu to wszystko tak, jakby siedział przy tym samym stole. Stąd wiemy, co nowego dzieje się w mieście. Wyobraź sobie, że…
- Sam przejdę się do miasta – przerwałem mu. – I tak zbyt długo spałem.
Brat uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Prawie nic się nie zmieniło, ale…
Ruchem ręki nakazałem mu milczenie.
Założyłem przygotowany przez matkę czysty kubrak i okręciłem dokoła szyi swój fular.
Z lustra spojrzała na mnie poważna twarz o krzaczastych brwiach, kropka w kropkę przypominająca twarz mojego ojca.
Poszedłem przed siebie powoli, przyglądając się wszystkiemu po drodze – latarniom, żeliwnym nogom parkowych ławek, kępom jesiennych kwiatów.
Kierowałem się w stronę rynku, skąd do moich uszu dobiegał już szmer fontanny, a nos drażnił mile zapach świeżo parzonej kawy.
Narożna kamieniczka z rzeźbionymi drzwiami stała jak dawniej na swoim miejscu, i jak dawniej, po ścianie wspinał się bluszcz, którego liście teraz były czerwone.
Powoli, z bijącym sercem zacząłem wdrapywać się w górę. Zatrzymały mnie głosy stojących na balkonie ludzi.
- Musisz coś z tym zrobić – męski głos był stanowczy i nieprzyjemnie szorstki. – To jest schizofrenia. Ludzie już o tym mówią.
- Nie tutaj – odparł głos należący do kobiety.
- Nie mieszkamy tutaj, ale tam – odparł mężczyzna – i do tego, że TUTAJ wszyscy są jacyś dziwni zdążyłem się już przyzwyczaić. Ale przy mojej pozycji nie mogę pozwolić sobie, by mówiono, że moja teściowa…
- Jest artystką – głos kobiety zrobił się nagle twardy. – Ty, który nie potrafisz narysować nawet kreski…Jeżeli chcesz wracaj do swojego miasta, ale beze mnie.
Kroki mężczyzny zadudniły po deskach podłogi. W głębi mieszkania trzasnęły drzwi.
Spojrzałem w dół. Ulicą, długimi krokami szedł chudy, wysoki mężczyzna wymachując trzymaną w ręce teczką.
Z balkonu dobiegł krótki, urywany szloch.
A potem…
- Tak widocznie musiało być – usłyszałem najdroższy na świecie glos.


cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pon lip 07, 2008 19:37

:)
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pon lip 07, 2008 20:03

dzyń, dzyń, dzwonią kocie główki :D
Obrazek
tornado w Alabamie;P

Blond Tornado

 
Posty: 5322
Od: Pon cze 13, 2005 1:29
Lokalizacja: Poznań/ Birmingham

Post » Wto lip 08, 2008 11:24

A Miaulina gdzieś tam się wygrzewa....

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 55 gości