KROPCIA powoli sie zmienia na lepsze : )))))))

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw cze 28, 2007 20:12

bubor pisze:Mam nadzieję że podobają sie wam zdjęcia Kropci , jakby co to następnych nie zabraknie ............... :D :D :D


no ba! podobają się bardzo - prosimy o ciag dalszy kropkowych przygód :-)

ewung

 
Posty: 9961
Od: Pon lis 13, 2006 13:04
Lokalizacja: Usa

Post » Czw cze 28, 2007 20:22

Kurcze, tyle fajnego, że aż nie wiem od czego zacząć :D

To może od końca - Marcelibu zgadłaś - było mi dzisiaj trochę smutno i nawet miałam taki odruch, że podświadomie zastanawiałam się, kiedy by tu pójść do garażu, ale jak weszłam tutaj teraz i widzę zdjęcia Kropci u Bubora, to jestem szczęśliwa :D

Bubor, zdjęcia super :D
Szczególnie Kropidło na poduchach i na biurku 8) a na komputerze wygląda jak mały niedźwiadek :lol: u mnie nie miała takich luksusów, a teraz to lew kuchenno-salonowy będzie 8)

Jejku, ale dobrze, że Kropcia tak ładnie się odnalazła w mieszkaniu :)
Bubor, weszła Ci już na głowę? :wink: A tak poważnie, to ja pisałam w tamtym wątku, że ona jest strasznie nie wychowana i raczej ona mnie wychowywała niż ja ją :roll: :lol:

A co robiła w nocy? spała w łóżku? :)


A jak tam reszta domowników reaguje na Kropę i jej szaleństwa? :) i jak Kropcia reaguje na innych? :)

a jak z jej kichaniem? przeszło? martwię się...

brukselka

 
Posty: 119
Od: Nie cze 10, 2007 23:04

Post » Czw cze 28, 2007 20:55

Kropcia spisuje się wspaniale , coraz śmielej zapuszcza się do innych pokoi , jeszcze dziś rano wymykała się tylko na chwile a teraz znika na 15-20 minut i zakłuca rodzicom w ich pokojach . :D :D Kropcia jest bardzo kulturalnym kotkiem , wczoraj pisałem że robiła do kuwetki tylko siuu , kuwetkę mam taką z daszkiem i drzwiczkami ale pomyślałem sobie że zdejme górę puki co bo u Brukselki Kropcia miała odkrytą kuwetkę i może łatwiej sobie ten lokal przyswoi ......... :lol: ( ubocznym efektem tego posunięcia był rozsypany w około przez Kropcię żwirek ) . Rano jak wstałem posprzątałem to co było rozsypane i nałożyłem daszek na kuwetę , Kropcia zaraz potem wlazła do środka i ................zrobiła to co trzeba :D ( widocznie potrzebowała więcej intymności ) :lol: . Co do katarku to przy mnie kichnęła dziś chyba 4 czy 5 razy , doradźcie coś czy trzeba coś z tym zrobić bo ja mam niewielkie doświadczenie w tym temacie .

bubor

 
Posty: 23310
Od: Czw maja 24, 2007 18:25
Lokalizacja: Kraków :)))

Post » Czw cze 28, 2007 21:06

bubor pisze:Obrazek

Kropciu...jaka Ty jesteś Śliczna... :1luvu:
Zuzanka
OUT OF ORDER Obrazek

pixie65

 
Posty: 17842
Od: Czw paź 20, 2005 9:53

Post » Czw cze 28, 2007 22:45

Dzięki Zuzanko.......
Dziś pozwiedzałam mój nowy domek i...................... podoba mi się tutaj . Duzi są bardzo mili , głaskają mnie i bawią sie ze mną , fajnie sie bawi piłeczką dyndającą na sznureczku , bardzo zajmujące zajęcie ............. :D
Obrazek
Teraz po dniu pełnym tylu wrażeń wskoczyłam na krzesło z ręcznikami i wybieram się do spanka ...........
Obrazek
Dobranoc Zuzanko :1luvu: , Dobranoc Ciocie :1luvu: ,
bardzo lubię jak mnie odwiedzacie :D :D

bubor

 
Posty: 23310
Od: Czw maja 24, 2007 18:25
Lokalizacja: Kraków :)))

Post » Czw cze 28, 2007 22:56

Bubor, cudne zdjęcia :D

Ale Kropcia ładnie wygląda u Ciebie w mieszkaniu :D I dobrze, że jest grzeczna (czasem :wink: ), bo się stresowałam, że Wam dom w drzazgi rozniesie :lol:

U mnie Kropiszon miał kuwetkę co prawda odkrytą, ale wstawiona w taki trochę wyższy karton. A w ogóle to na początku za kuwetę robił sam karton i żwirek był najtańszy, betonowy i bez problemu załatwiała się w jedno i drugie i nie było też żadnych kłopotów z przestawianiem na inną kuwetę, czy inny żwirek - tak, że ona bezproblemowa jest pod tym względem :D chyba :wink:

brukselka

 
Posty: 119
Od: Nie cze 10, 2007 23:04

Post » Czw cze 28, 2007 23:04

Dzięki Brukselko , gdyby nie ty , nie było by tego wszystkiego ..... :D :D

bubor

 
Posty: 23310
Od: Czw maja 24, 2007 18:25
Lokalizacja: Kraków :)))

Post » Pt cze 29, 2007 0:11

To raczej gdyby nie Patrycja, która Kropcię zdjęła z drzewa na wyspie (tak, tak, takie kotki rosną u nas na drzewach 8) ) i gdyby nie met, która wkleiła tu wątek o Kropci z dogomanii i była tu moją opiekunką i przewodniczką :D

I w ogóle gdyby nie jeden wielki zbieg okoliczności...

Czasem tak się dziwnie w życiu składa, że różne zdarzenia się ze sobą łączą, zazębiają i dosyć niespodziewanie się to wszystko plecie :)

Z Kropcią to naprawdę było tak, że była ona dla mnie lekarstwem na depresję...
Ostatnie parę miesięcy miałam bardzo intensywne na studiach i jeszcze do tego robiłam "boki" i w pewnym momencie zauważyłam, że dopadło mnie totalne zniechęcenie i beznadzieja. Miałam coś takiego, że dosłownie nie miałam siły zwlec się z łóżka, każdy ruch to był kosmiczny wysiłek, a przede wszystkim nic nie miało sensu, nie miałam żadnych marzeń, nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić jakiejkolwiek przyszłości, nawet pomimo tego, że z TZtem planujemy ślub i załatwiamy mieszkanie, to nie zauważyłam kiedy przestało mnie to obchodzić i "miałam to gdzieś".
W pewnym momencie zrobiło się krytycznie, bo sesja tuż tuż, a ja w ogóle nie widzę w tym sensu i zero zapału, nie widzę się zupełnie na egzaminach, no po prostu tragedia.

I wtedy, w niedzielę, trzy tygodnie temu, w końcu stwierdziłam, ze ja już po prostu dłużej tak nie dam rady i zaczęłam szukać w sieci informacji o depresji - wszystko się zgadzało, okazało się, że do psychiatry nawet nie trzeba mieć skierowania. Podjęłam decyzję, że na drugi dzień idę do poradni i jeszcze postanowiłam tylko rekreacyjnie zajrzeć na forum miau, bo dawno nie zaglądałam, a tak w ogóle forum podczytuje już jakieś dwa lata.

I od razu na kotach zobaczyłam watek, że mała kicia z Piły szuka domu tymczasowego albo schronisko. I wtedy to była od razu decyzja, że tak, że biorę, że spróbuję, że to jest moja ostatnia szansa żeby zacząć normalnie funkcjonować, a dla tej kici to też szansa. Generalnie nie wierze w przeznaczenie i nie podpinam życia pod żadne ideologie, ale po prostu uważam, że jeśli, pomimo naszych nawet najdziwniejszych decyzji, wszystko zaczyna się układać i zazębiać, to to jest taki znak, znaczek właściwie, że to jednak były dobre decyzje i tak właśnie należało postąpić...

Kiedy podjęłam decyzję, od razu napisałam do met, że przejmuję sprawę i biorę kotka, a wymagało to ode mnie takiej energii, jakiej nie wykrzesałam z siebie od dłuższego czasu. I tym sposobem na drugi dzień, w poniedziałek, poszłam do Patrycji po Kropcię, zamiast do psychiatry... A wcześniej przez parę godzin sprzątałam garaż, który od paru lat stał nieużywany i z sufitu zwieszały się dosłownie zasłony z pajęczyn i odpadającego tynku i farby z sufitu, podłoga ruszała się od robali, a ściany od pająków - w sumie wywaliłam stamtąd kilkadziesiąt szufelek tego całego syfu - aż żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia przed i po. W każdym bądź razie od kilku tygodni nie zrobiłam nic wymagającego tak dużo energii i samozaparcia. A potem taka, uchetana i przyozdobiona pajęczynami poleciałam jeszcze na drugi koniec osiedla po kicię. W ogóle, jak tylko podjęłam decyzję, że biorę tego kotka, to miałam zamiar nazwać go Depresja, ale jak zobaczyłam Kropcię, która była taka cudnie żwawa, śliczna, totalnie proludzka i tak ufnie wczepiała się we mnie łapulkami, gdy niosłam ją przez osiedle, to stwierdziłam, że nie mam serca nazywać jej mianem tej okropnej choroby.

Opieka nad Kropcią zmusiła mnie (ale cóż to był za miły przymus) do wychodzenia z domu i maszerowania do niej kilka razy dziennie, do kombinowania z ukrywaniem to przed rodziną, do wstawania wcześniej, żeby iść do garażu przed pojechaniem na zajęcia, do dwukrotnego spaceru do weta i przede wszystkim do tego wszystkiego, co się wiąże z bezpośrednią opieką nad kotem.
Szczerze przyznam, że czasem, zwłaszcza na początku, po prostu nie miałam siły i ochoty wychodzić z domu, ale świadomość, że ona czeka i ufa, że jej tam nie zostawię dopingowała mnie do działania.

Tym sposobem, z Kropcią w garażu, udało mi sie szczęśliwie przebrnąć sesję i przede wszystkim odzyskać "radość życia". Wiem, że to brzmi banalnie, ale stan, w którym przez parę miesięcy nic nie cieszy, gdy człowiek nie potrafi się uśmiechnąć, choćby chciał i gdy życie po prostu nie ma sensu i boli, jest potworny...
Punktem kulminacyjnym "terapii" był wyjazd do Wrocławia :)
W sumie do tej pory nie wiem, czy to była depresja, czy tylko jakieś takie stany depresyjne, ale wiem jedno - to jest straszne i bardzo pomocne byłoby w tym momencie wsparcie bliskich (którego nie miałam), zamiast pretensji, że się nie uśmiecham, a kiedyś to taka wesoła byłam...


Podsumowując, na dzień dzisiejszy uważam, że skoro wszystko - od dnia w którym wzięłam Kropcię, do dnia kiedy ją oddałam w troskliwe ręce Bubora - tak ładnie się układa, to oznacza to, że zapewne tak miało właśnie być i że moja spontaniczna decyzja o wzięciu Kropci pod moją opiekę (zamiast mojej wizyty u lekarza) była tą najwłaściwszą.

Chyba już wszystko totalnie zakręciłam i zanudziłam wszystkich, ale tak to właśnie było...


Podsumowując, to ja dziękuję Patrycji, met, buborowi i wszystkim, którzy nas tu czytali, wspierali, którzy udzielali porad i zarażali mnie swym entuzjazmem, dzięki Wam kochani historia Kropci (i moja) znalazła tak szczęśliwe zakończenie :D
A właściwie to nie zakończenie, tylko międzylądowanie, bo teraz Kropcia będzie wiodła długi i szczęśliwy żywot u bubora! :D

brukselka

 
Posty: 119
Od: Nie cze 10, 2007 23:04

Post » Pt cze 29, 2007 0:18

Ty pomogłaś jej, ona pomogła Tobie.
Piękna historia.
A Wam - Kropciu i Buborze - życzę dłuuugich wspólnych lat pełnych miłości, mizianek, baranków i spania na jednej poduszce :)
Obrazek

Ayane

 
Posty: 1381
Od: Pon lis 27, 2006 20:14
Lokalizacja: Chorzów

Post » Pt cze 29, 2007 6:58

bubor pisze:Co do katarku to przy mnie kichnęła dziś chyba 4 czy 5 razy , doradźcie coś czy trzeba coś z tym zrobić bo ja mam niewielkie doświadczenie w tym temacie .


Dawaj jej po pół tabletki Rutinoscorbinu dziennie (uwaga! ale max. przez 4 dni). U moich szylkretek ślicznie to pomagało w zlikwidowaniu takiego pokichiwania. Tabletkę rozkrusz i wymieszaj z mokrym jedzonkiem, to Kropcia wsunie bez problemu. :)

A Kropa i fotki są cudne. :love: Proszę o więcej. :D

Wawe

 
Posty: 9479
Od: Pt wrz 24, 2004 21:14
Lokalizacja: Gdańsk

Post » Pt cze 29, 2007 7:39

Ayane pisze:Ty pomogłaś jej, ona pomogła Tobie.
Piękna historia.
A Wam - Kropciu i Buborze - życzę dłuuugich wspólnych lat pełnych miłości, mizianek, baranków i spania na jednej poduszce :)

Brukselko,
Popieram :wink:
Bardzo się cieszę, że obydwie sobie pomogłyście. A Ty masz tak dobre serducho, że mimo kiepskiego stanu - chciałaś. :1luvu:
Marcelibu
 

Post » Pt cze 29, 2007 8:35

brukselka pisze:Tym sposobem, z Kropcią w garażu, udało mi sie szczęśliwie przebrnąć sesję i przede wszystkim odzyskać "radość życia". Wiem, że to brzmi banalnie, ale stan, w którym przez parę miesięcy nic nie cieszy, gdy człowiek nie potrafi się uśmiechnąć, choćby chciał i gdy życie po prostu nie ma sensu i boli, jest potworny...
Punktem kulminacyjnym "terapii" był wyjazd do Wrocławia :)
W sumie do tej pory nie wiem, czy to była depresja, czy tylko jakieś takie stany depresyjne, ale wiem jedno - to jest straszne i bardzo pomocne byłoby w tym momencie wsparcie bliskich (którego nie miałam), zamiast pretensji, że się nie uśmiecham, a kiedyś to taka wesoła byłam...

To wcale nie brzmi banalnie...Doskonale Cię rozumiem. A historia Twoja i Kropci może być potwierdzeniem teorii, że koty czynią cuda... :D Za dobre samopoczucie Twoje i Kropci -Kototerapeutki :ok: :ok: :ok:
OUT OF ORDER Obrazek

pixie65

 
Posty: 17842
Od: Czw paź 20, 2005 9:53

Post » Pt cze 29, 2007 16:23

Wcale nie zanudziłaś Brukselko , to są piękne słowa , tak widać musiało się zdarzyć , Tobie Kropcia pomogła i sprawiła że znowu ci się chce działać i myśleć pozytywnie , a ja dodam ze swojej strony że Kropcia także u mnie w mieszkaniu ma niesamowity wpływ na moich rodziców . Jeszcze nie tak dawno mój ojciec niechciał nawet słyszeć o kocie w domu , jak już się zgodził to zapowiedział że ten kot nic go nie będzie obchodził a wczoraj jak zajrzałem do jego pokoju to bawił się z Kropcią , głaskał ją ......... 8O
Czy to Kropcia ma w sobie coś co powoduje że zmieniamy sie pod jej wpływem pozytywnie ? .........................................................
:D :D :D :D :D

bubor

 
Posty: 23310
Od: Czw maja 24, 2007 18:25
Lokalizacja: Kraków :)))

Post » Pt cze 29, 2007 17:50

To chyba wszystkie czworonogi tak maja :D

Dziękuję za tyle ciepłych słów :oops:

I czekam na kolejne wieści o Kropci :D

brukselka

 
Posty: 119
Od: Nie cze 10, 2007 23:04

Post » Sob cze 30, 2007 12:40

Wczoraj mi się nie udało nic napisać ale teraz to jakoś nadrobię :D
Kropcia coraz śmielej sobie poczyna , fajnie jest obserwować jak kotka nabiera pewności siebie i gania po mieszkaniu jakby tu od dawna mieszkała . Dzięki Wawe za podpowiedź , dziś jakoś Kropcia nie kichała więc sam niewiem , może jej przeszło ? , czy mimo wszystko mogę jej podać ten Rutinoscorbin że tak powiem profilaktycznie ?
Kropcię bardzo interesuje świat za oknami , gdy siedzi na oparciu narożnika a za oknem przejedzie jakieś auto to Kropcia robi wielkie oczy a szyja wyciąga jej się do przodu jak gumowa :D :D
Obrazek
Mimo że założyłem siatkę na balkon jakiś czas temu to dopiero dziś Kropcia pierwszy raz wyszła na balkon ( z pewną taką nieśmiałością :lol: )
Puki co przechadza się po sztucznej trawie którą specjalnie dla Kropci pokryłem podłogę na balkonie .
Obrazek
A tutaj Kropcia na parapecie ( jeszcze bardzo niepewna ) :D :D
Obrazek

bubor

 
Posty: 23310
Od: Czw maja 24, 2007 18:25
Lokalizacja: Kraków :)))

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: indianeczka, nfd i 36 gości