W przypadku Grzywki najbardziej wskazany byłby jakiś CUD...Byłam dzisiaj u niego w lecznicy z "kolacją" - drobniutko posiekaną wołowinką. Oprócz tego, że siedział w brudnej klatce, sam ubabrany był bez mała po pachy. W misce woda o wyglądzie zupy ze śladami...kupy. Nikt nie miał czasu, ochoty, chęci czy sama nie wiem czego jeszcze żeby posprzątać i "obrobić" chorego kota...

Kiedy wymieniłam brudne ręczniki - dostał jeść...Na widok, zapach mięska bardzo wyraźnie się ożywił i...zaczął pałaszować. Moja radość nie trwała długo. Ponieważ Grzywka ma trudności z jedzeniem (brak zębów i pokancerowany język) podawałam mu mięsko z ręki dodatkowo lekko popychając paluchem. W pewnym momencie zorientowałam się, że jemu to mięso zostaje w pysiu, jakby nie czuł, że jeszcze tam jest i nie łykał wszystkiego. W sumie zjadł solidną porcję, ale ja jestem bliska załamania...Co będzie, jeśli on nie będzie potrafił jeść samodzielnie...? Przecież tu nie idzie o karmienie przez tydzień, dwa, miesiąc... jutro zabieram go do domu, a po drodze umówieni jesteśmy z wetką, która przejmie dalszą opiekę. Być może jutro dowiem się jaki jest problem z tym jedzeniem, z czego on wynika. Nikłą nadzieją jest sugestia wetki, że to może jeszcze "językowy niedowład" po nie do końca zmetabolizowanej narkozie. Bardzo, bardzo potrzebujemy kciuków...i CUDU...