To co zobaczyliśmy dzisiaj rano, przyprawiło mi kilka siwych włosów więcej.
Gacek (bo tak też nazywam Dzidzię) z przypłaszczonymi uszkami i dzikimi miaukami galopował za piłką.
Pasuje tu moje określenie tak jak gepard tylko szybciej.
Niestety skończyły się te harce atakiem kaszlu, choć nie była sina uff...
Mała ma jeszcze jedno przezwisko ...Odkurzacz... to kotecek, przy którym musi być idealnie czysto!
Inaczej wygrzebie jakiś okruch i zaczyna go mamlać.
Była dzisiaj Ewcia i przypomniała mi jeszcze jedną rzecz, o której nie napisałam - Dzidzia jest chudziutka.
Nie widać tego, bo puchata ale kręgosłupik można wymacać.
Odrobaczałyśmy sie w zeszłą sobotę, trzeba zrobić powtórkę.
Jeśli pogoda dopisze to po niedzieli się badamy.
Oby to się żle nie skończyło.
A oto Gacek dla Cioć
