Wczoraj zmarł mój kochany kot Maciek/Kitusia i Marysia <3

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie cze 08, 2014 12:37 Re: Wczoraj zmarł mój kochany kot Maciek

Odezwałam się na FB.
Najszczęśliwszą nie będę już nigdy, ale dajcie im dom:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=13&t=163179

najszczesliwsza

 
Posty: 3004
Od: Nie mar 04, 2012 23:43
Lokalizacja: Częstochowa

Post » Nie cze 08, 2014 15:55 Re: Wczoraj zmarł mój kochany kot Maciek

Dziękuję Wam Kochane! Każde dobre słowo w tej sytuacji jest dla mnie jak plaster na ranę. Najważniejsze, że jestem rozumiana. Pisanie bardzo mi pomaga, bo mogę mówić wciąż o moim Słoneczku w formie pamiętnika i utrwalić wszystko na zawsze.

Dziś byłam na cmentarzu. Wczoraj najpierw był pochowany piesek a obok niego Maciuś. Obok nich jest jeszcze 4 czy 5 chłopaków - psów i kotków - więc ma towarzystwo. Jak dobrze, że są takie miejsca, gdzie mogę usiąść i zapłakać, gdzie przychodzą inni ludzie i też ocierają łzy. Tam każdy jest rozumiany i wszystkie zwierzęta kochane.
Po powrocie napisałam wiersz - rymy oczywiście najniższej jakości, ale to jakoś tak samo spłynęło ze mnie w sekundę:

"Cmentarz dla zwierząt

Dziś jest niedziela
Słonce pięknie świeci
A na cmentarzu
Śpią zwierzęce dzieci

Człowieka smutek
Jest tu rozumiany
Bo każdy pupil
Był bardzo kochany"
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Nie cze 08, 2014 17:44 Re: Wczoraj zmarł mój kochany kot Maciek

Przeszedł Kot po Tęczowym Moście
poniósł z sobą okruchy miłości
zostawił lęk i zmęczenie
zabrał zaś Domu wspomnienie
ciepłych rąk dotyk
pieszczot głaskanie
zapach posłanka
i ludzkie kochanie.

Przeszedł Kot po Moście Tęczowym
zostawił nas nie gotowych
na pożegnanie
porzucił choroby i ból
porzucił smutne istnienie
zabrał ze sobą
mego żalu
wspomnienie

ASK@
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 55971
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 12 >>

Post » Pon cze 09, 2014 10:53 Re: Wczoraj zmarł mój kochany kot Maciek

Dziś zauważyłam, że Kitulka ma na uszku jakby wytarcie sierści wielkości 1 cm. Na drugim w tym samym miejscu jest tylko ślad. Stres zaczyna być widoczny. Je, najbardziej lubi kulki, czyli suche, więc idę jej kupić zaraz coś dobrego i kupię jej też zabawkę z kocimiętką. Może dostanę jakąś fajną, którą będzie mogła przytulać. Mokrego nie chce. Miałam zapas kupiony tuż przed śmiercią Maciusia - to były różne saszetki i puszeczki. I lepsze i trochę gorsze, ale ważne, że duża różnorodność. Żadnej nie tknęła. Zapas na tydzień wyrzuciłam w raptem 4 dni. Jedyne co tknęła trochę to purinę w galaretce. Royala nie i tych innych droższych też nie. Spróbuję kupić jej jeszcze innych firm coś. Próbuję się bawić, ale to wszystko to są takie podrygi na chwilę. Też tak mam, troszkę nastrój mi się dźwignie, a zaraz potem opada do grobowych czeluści. Wyjdę do sklepu i zostawię ją samą. Każde zostawianie jej samej wydaje mi się złe. Chcę kupić transporter, bo nie mam. Jak gdzieś pojadę na więcej niż godzinkę, np w odwiedziny to będę ją zabierać. Choć do tej pory nie potrzebowałam transportera i jak gdzieś jechały to razem, więc była to dla nich przygoda, choć Kitulek wykazywał się tchórzem i marudził.

Ostatnio w Sylwestra jechałam na imprezę i zawiozłam kotki na dzień do mojej mamy. Mój Maciuś to był naprawdę cudny kotek. Mój Kituś uciekał zaraz do pokoju brata, a on zadowolony z odwiedzin zaraz szedł do pokoju gościnnego, siadywał na kanapie przy stole i oglądał telewizję czekając aż wszyscy usiądą do stołu. Taki to był wytrawny gość. Więc zostawiłam je na tego sylwestra z bratem i kiedy przyjechałam wieczorem na drugi dzień i chciałam je zabrać, to nie chciały iść! Zdziwienie, że co ja tu robię, że tak szybko przyjechałam. Nie było rady, musiałam zostawić je jeszcze na jedną noc u babci.
Kiedy przyjechaliśmy do domu bez kotów to się okazało, że dom to tylko puste ściany! Kiedy nie ma w nich kotków (czy zwierząt innych) to jest to bardziej karton niż dom. To było straszne uczucie. Pustka. Tyle, że na drugi dzień jechałam po te moje koty - kichoty i aura pustki zniknęła. A teraz powiewa po kątach jak czarna rozpacz...
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Pon cze 09, 2014 15:51 Re: Wczoraj zmarł mój kochany kot Maciek

No to kupiłam - mysz więźnia z kocimiętką. Niestety, potwierdziło się to, że kupowanie zabawek kotom cieszy najbardziej ich opiekunów :/ Więc zaaplikowałam w tyłek myszy kropkę kropli miętowych! A temu to już moja Kitulka się nie oparła. Uwielbia krople miętowe. Był czas, że sama je piłam i wiecznie były na wierzchu to nie raz ją przyłapałam jak te krople wylizuje. Więc zaraz zaaplikowałam w łapy i nogi myszy po kropli no i teraz jej fajnie pachnie.
Acana - ponoć najlepsza - furory nie zrobiła :/
W kuwecie chyba był Maciuś, znalazłam dwie spore grudy żwirku od sporego siusiania - dokładnie takie jakie robił Maciuś, hmmm...
Z nowym kotkiem jeszcze chwilkę się wstrzymamy, muszę sama dojść do siebie, bo ranię moją Kitkę swoim smutkiem.
Dziś zostałam członkiem Klubu Centaurusa. Dzwonili do mnie, bo niejednokrotnie przelewałam im pieniążki na ratowanie zwierzątek. Teraz będę pomagać bardziej, wiedzieli kiedy zadzwonić.
A teraz biegnę do biblioteki po książki Doroty Sumińskiej. Potrzebuje teraz takich opowieści, kogoś kto rozumie zwierzęta.
Praca jeszcze poczeka.
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Wto cze 10, 2014 12:24 Re: Wczoraj zmarł mój kochany kot Maciek

Czytając do późna autobiografie Doroty Sumińskiej - o tym jak łatwo i prosto przygarniało się w jej rodzinie najróżniejsze zwierzęta - przypomniało mi się, że była u mnie niedawno moja ciocia, starsza już osoba około 75 lat. Ona kocha koty. Maciuś zaraz się obok niej ułożył i tak ją zauroczył, że go pokochała w mig. Była u mnie do wieczora i opowiedziała mi, że do niej też przybłąkał się kotek. I ona tego kotka bardzo pokochała. Jest to kotek bezdomny, dziewczynka i po sterylizacji. Prosi już od miesięcy uparcie, żeby moja ciocia ją przygarnęła, ale moja ciocia, choć serce ją boli, nie chce jej przygarnąć. Bo jest osobą starszą i mieszka samotnie. I często trafia do szpitala i nie miałaby co z kotkiem zrobić. Jej córka też bardzo jest zachwycona kotkiem, a ma duży dom i ogród. Ale ma też dużego psa, również przygarniętego, jakąś biedę, którego bardzo kochają. Ale ten piesek zagryzł już kilka kotów. I nie dlatego, że jest agresywny podobno tylko w zabawie. I ona też nie może przygarnąć tego kotka. Koteczka wpada do mojej cioci przez okno i ukrywa się pod kocem, albo gdzie się da, byleby moja ciocia jej nie znalazła i nie wyrzuciła. Dostała miejsce w piwnicy, gdzie może wchodzić i wychodzić, ale ona chce być przy cioci. Skulona przesiaduje godzinami pod jej drzwiami, choć moja ciocia ją wygania. Oczywiście, nie złośliwie, tylko z płaczem w oczach. Boi się, że gdyby przygarnęła kotka, a sama trafiła do szpitala i to będzie nieszczęście.
Dlatego, kiedy była u mnie, pytała czy bym tą Kotkę przygarnęła. Wtedy powiedziałam, że nie mogę bo mam dwa kotki już i nie mogę mieć trzeciego. Ale bardzo mnie zabolała ta historia, a to było 25 kwietnia. Mój Maciuś wówczas był silnym, nieco tłuściutkim (odrobinę) kotkiem, zdrowym!
I wczoraj ta bezdomna kotka mi się przypomniała. Tak mnie serce ścisnęło, gdy sobie wyobraziłam jak ten kotek uparcie prosi o dom.
Zadzwoniłam do cioci. Powiedziałam, że mogłabym ją wziąć. W sumie to taki nasz już rodzinny kotek, bo część mojej rodziny go zna.
Chciałam się jeszcze powstrzymać chwilę przed dokoceniem, ale... no jak już mi się przypomniało, serce mnie za szczypało, nie chciałam tego znowu odrzucać i robić wszystkiego by o tamtym kotku zapomnieć.
Zadzwoniłam do pani weterynarz, bo przecież wczoraj ustaliłyśmy, że najpierw zrobię porządek ze sobą. Ale dni mijają, a moja ciocia prawie teraz jest w domu, bo często też ktoś zabiera ją do siebie na parę dni, czasem jej nie ma w domu kilka tygodni. Kotka wtedy nie ma nikogo. Spytałam pani weterynarz czy powinnam go wziąć. Czy ten kotek wychodzący nauczy się żyć w zamknięciu? Powiedziała, że skoro tak garnie się do domu to się zaaklimatyzuje i że to dobry pomysł.
Ciocia podejrzewa, że ktoś go wyrzucił z domu, dlatego też tak się garnie.

Ja nigdy jeszcze nie brałam kotka z dworu, nie wiem czy ten kotek zaakceptuje drugiego kotka. Ta kotka to nawet nie jest kotek, którego planowałam. Samca, starszego, domowego. Nie wiem ile ma lat. Ale wiem, że to zupełnie inny kotek niż Maciek i niż Kitulek. Maciuś był biało - bury (jak to kolor ostatnio ustalił pan weterynarz), a moja Kitka jest biało-czarna. Tamta jest brązowo-ruda. I jest dziewczynką! A ja chciałam chłopca, bo mam już dziewczynkę. Ale wiecie co? To chyba jest dobry zbieg okoliczności, bo przecież to że kotek jest inny to dzięki temu nie będę jej porównywać z Maciusiem, a co najwyżej z Kitulką, bo to druga dziewczynka, po bracie dostanie siostrę. Ale czy tamten kotek polubi mojego kota. Pani weterynarz powiedziała, że jak ja tak cierpię i przygarnę nowego kotka to moja Kitulka może jej nie zaakceptować, bo poczuje się zagrożona. Ale ja to robię też dla niej. Żeby znowu miała kogo obserwować. A ostatnio w domu miałam dodatkowe 3 koty w transporterach i ona pierwsza nos wkładała do bud patrzeć kto tam siedzi. Jak się przygotować do takiej "adopcji"?? Czy dam sobie radę... Transporter już do mnie jedzie.
Ciocia teraz - wiem - siedzi i poluje na kotka. Jak to powiedziała "przytrzymam ją dla Ciebie", może też będzie ją u mnie odwiedzać wtedy ta kotka poczuje się jak w domu. Ja rozumiem strach mojej cioci przed przygarnięciem kotka. To straszne jak starsi ludzie kochają swoje skarby, a potem sami odchodzą a koty czy psy czeka nieszczęśliwa bezdomność. Może tamta kotka też była od jakiejś babci, dlatego wybrała moją ciocię (oni tak podejrzewają). Tak samo Maciuś, miał babcię i babcia odeszła z tego świata. Taki starszy człowiek, pewnie nie umie zaznać spokoju, kiedy wie, że jego kochany przyjaciel błąka się odtrącony przez wszystkich. Ja, choć mam 30 lat, też się tego boję. Że coś się stanie i co potem... ech :(
Trochę się obawiam nieznanego, ale tak samo bałam się, kiedy dostałam Kitulkę (też wylądowałaby na ulicy, bo stamtąd została pozbierana jak była dzidziusiem) i tak samo bałam się biorąc Maciusia. A to wszystko się tak zazębiło, że byliśmy nierozłączni.
Podzielcie się proszę swoim zdaniem na ten temat, swoim doświadczeniem.

Ps. teraz tak myślę, dla mojej cioci to też jest dramat, że nie mogła pomóc tej kotce, też się ucieszyła, że kotka trafi tam gdzie ciocia chciała, a sama ciocia będzie miała mocny powód żeby do mnie przyjeżdżać częściej - odwiedzić swojego kotka. Nie wiem czy ta kotka ma jakieś imię, ale tak nagle przyszło mi do głowy imię - Marysia. Hołd ma Maćka to M w imieniu i dla cioci, bo ona ma na imię Maria.
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Wto cze 10, 2014 13:34 Re: Wczoraj zmarł mój kochany kot Maciek

Weź ją - może to Maciuś [*] sprawił, że nie możesz o niej zapomnieć? Tylko na początku trzeba je izolować od siebie, a dopiero po 10 dniach - 2 tygodniach pozwolić kotom na osobiste poznawanie. Oczywiście pod Twoją kontrolą. To może potrwać, a mogą się "dogadać" od razu, ale na pewno poradzimy, pomożemy.

Villentretenmerth pisze:A kiedy Kot odejdzie,
i życie Cię przemęczy...
Nie myśl, że to już koniec.
Kot przyśle Ci wiadomość
- łapką zmoczoną w Tęczy.

"Idź do Schroniska Człeku
i weź któregoś z Braci.
Dasz dom, dasz kolana
- za miłość miłością zapłaci."

A ja popatrzę z góry
I powiem "Dobra robota!
Zrobiłeś coś wielkiego
- uratowałeś Kota"


Ona nie jest w schronisku, ale też prosi, żeby ją uratować...
“To co robimy dla nas, umiera wraz z nami. To co robimy dla innych i dla świata zostaje po nas i jest nieśmiertelne.” -A. Pine
nasz wątek: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=159694

Alienor

Avatar użytkownika
 
Posty: 24270
Od: Pt mar 19, 2010 14:48

Post » Wto cze 10, 2014 14:11 Re: Wczoraj zmarł mój kochany kot Maciek

Łza mi się w oku zakręciła :( Kiedy brałam Maciusia nic nie wiedziałam o tym jak koty przygotować. Postawiałam Maciusia na środku pokoju i mój kitek obejrzał go bucząc, prychając i uciekł do kuchni. Nie musiałam izolować, bo same uciekły daleko od siebie. Wtedy mój Kitek był jedynakiem, ale to dokocenie odniosło sukces po 3 dniach, choć jeszcze długo Kitek nie dopuszczał Maciusia do swojej miski. Często mu buchnął łapą w główkę. Czasem się pokłóciły i futro leciało. Ale z czasem, kiedy były zawsze razem, pokochały się. Potem często Kitek odstępował Maćkowi swoją miseczkę. Chrupki miały w jednej dużej, z której jadły na przemian. To jeden czekał aż drugi chrupki zje. Inne rzeczy miały na osobnych talerzykach. Maciek zawsze szybko pochłonął swoje po czym czekał na to co nie doje Kitek. Kiedy umarł Maciek Kitek nie chciał jeść ze wspólnej miseczki. Musiałam dać nową :(

Myśl, że Maciuś mógł maczać swoje puchate łapki w tym, że nagle przypomniał mi się tamten koteczek, jest niesamowita. To było tak niedawno - 25 kwietnia (moje ur) - kiedy cieszyłam się, że mam dwa zdrowe koty i odmówiłam przyjęcia tamtej koteczki, choć serce mi się krajało. (A Maciuś był przy tej rozmowie, ciocia go głaskała wtedy). Nawet jednym ułamkiem myśli nie przyszło mi do głowy, że raptem półtora miesiąca później będę miała tamtą koteczkę, a nie będzie mojego Maciusia [*] :(

Mam nadzieję, że ona przyjdzie do cioci znowu, jak od wielu miesięcy, bo już się nastroiłam na Marysię.
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Wto cze 10, 2014 22:35 Re: Wczoraj zmarł mój kochany kot Maciek

Stało się. Zadzwoniła ciocia, że kotek jest u niej. Ale kompletnie nie wiedziała co z nim robić, ani co je ani nic. Nie wiem co sama sobie wyobrażałam jak powiedziałam jej żeby go zatrzymała u siebie dwa dni, przecież ani kuwety ani nic. Co było robić. Na szczęście miałam wszystkiego w zapasie. Powiedziałam, że wszystko jej przywiozę. Zabrałam kuwetę, żwirek, jedzonko suche, smakołyk, miskę z której moja kiciusia nie chciała już jeść po Maciusiu i pojechałam, przy okazji też z myślą, żeby oswoić kotka.

Kiedy weszłam do jej mieszkania i do pokoju od razu zobaczyłam charakterystyczne zgrubienie w kocu na tapczanie. Dźwignęłam koc i ujrzałam wcale nie rudo-brozową, ale drobniutką koteczkę. Ma kolor cienia - nie czarna, ale nie brązowa, pręgowana. W kolorze coś chyba koło szarego z jednym jaśniejszym jakby maźnięciem na czole w kolorze beżowym. W ogóle nie przypomina moich kotów. Jest zupełnie inna. Gdy spojrzałam jej w oczki pod tym kocem od razu z niego wyskoczyła. I zaczęła się z nami witać. Od razu dałam jej miseczkę do której włożyła głowę i nasypałam suchego. Zaczęła to tak zachłannie jeść, że musiałam jej dosypać. Zjadła naprawdę dużo. Biedna, taka była głodna. Jak zjadła, a nic jej nie przeszkadzało że jest na środku i dookoła niej chodzą obcy ludzie to się okazało, że jedzonka raczej nie starczy, więc później jechałam dokupić.

Moja ciocia mieszka na parterze. Na osiedlu tym jest troszkę kotków bezdomnych. Jest tam pani, która je karmi, ale ciocia mówi, że nigdy żaden jej nie skakał do okna ani nie siedział pod drzwiami. Ta koteczka jest bezdomna od 1,5 roku. Wskakiwała na skrzynkę z prądem i zaraz na parapet cioci i wchodziła jej po cichu do kuchni a potem uciekała na tapczan i wchodziła pod koc. Tam siedziała ciuchutko byle by jej nikt nie znalazł i nie wygonił. Moja ciocia ma prawie 80 lat i jest samotna. Choć ten kot serce jej rozrywał to jednak wyganiała do z domku, żeby biedny się nie przyzwyczaił, żeby poszedł i poszukał innego domku, ale kot wracał.

Po posiłku usiadła (wiedziała dokładnie gdzie co jest i chodziła po mieszkaniu jakby tam mieszkała, może moja ciocia nawet nie wiedziała, że ona tam mieszka) na miękkim stołku i kiedy my piliśmy herbatę ona myła futerko. Po toalecie (a w cieniu ledwo było widać jej ciemne jak cień futerko) nagle wskoczyła mężowi na kolana i się przytuliła. Potem ja sobie rozmawiałam z ciocią a on wstał to ona zaraz go podsiadła i rozłożyła się całym swoim jestestwem na fotelu. Mąż ją głaskał aż go dziabnęła, bo to było za długo. Potem kiedy wróciliśmy ze sklepu to ona spała na tym fotelu snem głębokim.

Nie chciałam jej dziś brać. Tyle czasu chciała być przy cioci. Chciałam, żeby została tam na jeszcze noc lub dwie. Żeby się przygotowała do mieszkania w domku. Przygotowałam jej kuwetę i pokazałam gdzie jest. Powąchała i nic nie zrobiła. Boję się, że jak ją zabiorę to ona będzie nieszczęśliwa, bo nie będzie u cioci i nie będzie mogła wychodzić. Boję się też, że nie umie się załatwiać w kuwecie, a ja nie wiem jak tego nauczyć. Moje dwa koty to umiały. Wieść krąży po osiedlu, że to była domowa koteczka. Od razu się umiała odnaleźć w mieszkaniu, na stołku, na tapczanie pod koc wleźć, na fotelu się rozłożyć, nawet szafę chciała otwierać. No, ale większą część dnia biegała po dworze. Ktoś ją nawet chciał przygarnąć, ale z kotem rezydentem się nie umiały dogadać, więc znowu wylądowała na dworze. Nie dlatego nie umiały bo ona jest konfliktowa, tylko nie dano im szansy, bo nie znali się na kotach i po dniu znowu została na dworze. Całą zimę spędziła na dworze.

Za dwa dni pojadę do cioci i spędzę tam trochę czasu zanim koteczkę zabiorę, po to żeby ona też się ze mną oswoiła. W sumie moje zapachy ma - na miseczce i na kuwecie. Na kuwecie to ma nawet zapachy moich kotów.

Wciąż się zastanawiam czy dobrze robię, nie chciałabym żeby u mnie była nieszczęśliwa i tęskniła do cioci i wolności, ale też w każdej chwili może zabraknąć mojej cioci i wtedy zostanie całkiem sama.

Dziś też byłam u weterynarza z moją Kitulką na kontroli i się okazało, że na oko jest zdrowa - stres pokazał się na uszkach - ale, co mnie zaskoczyło, mojemu Kitulkowi wyleciał ząb. No taka to już babciunia by była?! A za chwilę robimy pełną morfologię.

Ja staram się trzymać, robię to dla Kitki, na siłę dźwigam sobie samopoczucie. Widzę, że to daje efekty, bo ona mniej się stresuje. Serce mi się krajało jak miałam ją brać do weta dziś - oczy miała sine z przerażenia jak zobaczyła swoją smycz, bo widziała, że wynosiłam Maćka, aż Maciek nie wrócił. Ale po badaniu nawet nie chciała wyjść z gabinetu, potem się wtuliła do mnie i patrzała przez okno auta, a potem jak przyszłyśmy do domu to wbiegła migiem na 3 piętro ze smyczą ciągnącą po ziemi i leżała na brzuchu na dywanie w salonie, strasznie wyczerpana emocjami. Ale chociaż miała o czym myśleć. Gdzieś była, coś widziała, a nie tylko puste ściany.
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Śro cze 11, 2014 9:10 Re: Wczoraj zmarł mój kochany kot Maciek

Czytam po cichutku wątek od początku i wiele łez wylałam czytając o Maciusiu, a teraz postanowiłam coś napisać.
Myślę, że podjęłaś dobrą decyzję chcąc dać dom tej biednej koteczce. Z jej przyzwyczajeniem się do pobytu tylko w domu raczej będzie problemu, bo gdyby tak kochała wolność, to nie zakradałaby się chyłkiem pod koc usiłując zostać na stałe. Sądzę też, że dla niej ważniejsza niż osoba Twojej cioci była ewentualność bycia znowu domowym i kochanym kotem, więc jeśli to Ty dasz jej dom, to pokocha całym kocim serduszkiem Ciebie i Twojego męża . Trzymam kciuki żeby dogadała się z Kitulką, bo dla obu kotek będzie to nowa i stresująca sytuacja, a Kitulce ostatnio już wiele się w życiu pozmieniało.
Wszystkiego dobrego, trzymam kciuki i czekam na dalsze relacje :ok:
Trufla, Lili i Imbir
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Beasia

 
Posty: 3425
Od: Pt maja 22, 2009 12:05
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza

Post » Śro cze 11, 2014 11:16 Re: Wczoraj zmarł mój kochany kot Maciek

Będzie dobrze :ok: :ok: . Kicia się do Was pewnie szybko przyzwyczai a i do kuwety raczej trafi bez problemu. Jakby jakiś problem był, jakieś wątpliwości to pisz - na pewno doradzimy, podpowiemy co i jak. Ona tak pragnie mieć dom, kogoś do kochania, że nie sądzę by brak wychodzenia był dla niej problemem. Mam kotkę - Rukię, odłowioną lata temu na śmietniku. Nigdy nie ciągnęło jej na dwór (no dobrze, teraz zaczęło - po jakichś 5 latach u mnie) :roll: i jak długo ma ludzi, którzy ją pieszczą i pełną miseczkę jest szczęśliwa. Daj malutkiej szansę - na pewno się Wam odwdzięczy :D .
“To co robimy dla nas, umiera wraz z nami. To co robimy dla innych i dla świata zostaje po nas i jest nieśmiertelne.” -A. Pine
nasz wątek: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=159694

Alienor

Avatar użytkownika
 
Posty: 24270
Od: Pt mar 19, 2010 14:48

Post » Śro cze 11, 2014 12:26 Re: Wczoraj zmarł mój kochany kot Maciek

Beasia dziękuję, że mentalnie jesteś ze mną w tych smutnych chwilach :*
Alienor a czy Twoja kicia ma towarzysza? Bo moja też zaczęła dokazywać, gdy miała 7-8 lat i problem rozwiązał Maciuś, ale Maciuś też zaczął domagać się wycieczek na korytarz na przykład, tu gdzie teraz mieszkamy. Stał i darł się pod drzwiami, żeby go wypuścić. Wypuszczałam, pod kontrolą na korytarz. Maciuś był sierżantem w bloku. Musiał skontrolować czy wszystko jest w porządku na korytarzu - jak było, to wracał do domu. Starałam się brać je ze sobą w różne miejsca. Nawet do weta razem, choć tylko jeden np miał interes, po to żeby zapewnić wycieczkę z domu. Tyle radości nam dostarczył Maciuś, i był szalenie mądry.

Mam też nowe wieści - kotka nie ma ;p oczywiście to nie problem, bo się zjawi jak co dzień. Wczoraj wyszłam od cioci koło 21 kotek spał jak kamień. Potem do niej wpadła koleżanka i kiedy ciocia wróciła do pokoju kotka już nie było. Wszędzie go szukały i nic. Włączyły telewizor i kot wyczołgał się spod góry poduch i pierzyn. I pomaszerował na tapczan, gdzie spał do rana. Oczywiście ciocia miała dużo radości z tego obserwowania kota i że ona taka sprytna. Ciocia sama mówiła, że on się schował, bo ona go zawsze wystawiała na dwór. Przespał do rana i kiedy ciocia wstała a wstaje wcześnie, to kotek też się obudził i poszedł do miski na śniadanie. Więc po śniadaniu kot chodził po mieszkaniu i w którymś momencie czmychnął przez okno. Wcześniej ona kotka tego nie trzymała, też nie miała co mu dać jeść, więc to że kotek miał pełną michę u niej to też nowość i dla cioci i dla kotka. Z kuwety nie skorzystał. hmm, trochę nas to zmartwiło, że jego instynkt biegania po dworze jest tak silny. Na pewno poszedł załatwić swoje potrzeby, no i jest piękna pogoda, więc pewnie chciała się pobawić w trawie. A u mnie nie ma szans na trawę :/ Najdalej w piątek będę ją miała, jestem umówiona na jutro, ale jutro przyjedzie kurier z transporterem dopiero.
Mam w głowie mętlik. Już najczarniejsze myśli. Że oba umrą - jeden, że jest nowy kot, a drugi ze stresu, że zamknięty :/
Ostatnio edytowano Śro cze 11, 2014 14:26 przez klaudiafj, łącznie edytowano 2 razy
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Śro cze 11, 2014 13:24 Re: Wczoraj zmarł mój kochany kot Maciek

Przede wszystkim - ściskam mocno, przykro mi...
Co do dziewczynki - to wypadający ząbek nie koniecznie jest oznaką starości, może być np.awitaminoza. Jak wyniki :)
Jestem dla ciebie tylko lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz jeśli mnie oswoisz, będziemy się nawzajem potrzebować. Będziesz dla mnie jedyny na świecie. I ja będę dla Ciebie jedyny na świecie(...) Mały Książe

http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=111621

mamucik

 
Posty: 2942
Od: Wto kwi 20, 2004 12:27
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro cze 11, 2014 14:07 Re: Wczoraj zmarł mój kochany kot Maciek

klaudiafj - Rukia ma towarzystwo białaczkowego Fuksa i Lary (cała 3ka ma białaczkę kocią) i stąd ta chęć pryśnięcia :roll: . Fuks niestety jest bardzo zabawowym kociszczem.

Jakby było bardzo źle, to odwieziesz kicię, ale nie sądzę by była taka potrzeba. przecież siedziała w domu cały czas i poszła dopiero jak zobaczyła, że na śniadanie szans nie ma 8) . A jakby był problem z kuwetą, to wystarczy w łazience zamknąć na 1 dzień (ze światłem oczywiście) i bez dywaników, za to z kuwetą - przypomni sobie do czego to ustrojstwo służy od razu. Jakby to nie pomogło, to zmiana żwirku - niektóre nie akceptują drewnianego, inne silikonowego, jeszcze inne żadne bentenity albo jeden konkretny gatunek :evil: - i badanie moczu (żeby wykluczyć zapalenie pęcherza i problemy z nerkami). Spokojnie, powolutku, bez pośpiechu i wszystko się ułoży :ok: :ok:
“To co robimy dla nas, umiera wraz z nami. To co robimy dla innych i dla świata zostaje po nas i jest nieśmiertelne.” -A. Pine
nasz wątek: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=159694

Alienor

Avatar użytkownika
 
Posty: 24270
Od: Pt mar 19, 2010 14:48

Post » Śro cze 11, 2014 14:17 Re: Wczoraj zmarł mój kochany kot Maciek

mamucik dziękuję :*

Dopiero będziemy robić pełną morfologię, ale wczoraj Pani Doktor zbadała na oko bardzo dokładnie i wszystko jest w porządku. Kotka ma prawie 13 lat. I dziurę w drugim ząbku. Tylko, że jak przyjdzie transporter i ja przyniosę drugą koteczkę, a będę chciała iść z Kitulką na badania to będę musiała wsadzić ją do transportera i wynieść i ona będzie myślała, że ja ją idę oddać (nigdy nie siedziała w transporterze) i to będzie dla niej potworny stres, aż mi jej żal :/ a boję się ją wziąć na ręce i iść. Nie ma daleko, ale ulica ruchliwa i hałas. I dlatego, żeby nie być uzależnioną od męża i auta kupiłam transporter. No, a teraz wyszła sprawa z drugą koteczką.
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Anna2016 i 6 gości