Czytając do późna autobiografie Doroty Sumińskiej - o tym jak łatwo i prosto przygarniało się w jej rodzinie najróżniejsze zwierzęta - przypomniało mi się, że była u mnie niedawno moja ciocia, starsza już osoba około 75 lat. Ona kocha koty. Maciuś zaraz się obok niej ułożył i tak ją zauroczył, że go pokochała w mig. Była u mnie do wieczora i opowiedziała mi, że do niej też przybłąkał się kotek. I ona tego kotka bardzo pokochała. Jest to kotek bezdomny, dziewczynka i po sterylizacji. Prosi już od miesięcy uparcie, żeby moja ciocia ją przygarnęła, ale moja ciocia, choć serce ją boli, nie chce jej przygarnąć. Bo jest osobą starszą i mieszka samotnie. I często trafia do szpitala i nie miałaby co z kotkiem zrobić. Jej córka też bardzo jest zachwycona kotkiem, a ma duży dom i ogród. Ale ma też dużego psa, również przygarniętego, jakąś biedę, którego bardzo kochają. Ale ten piesek zagryzł już kilka kotów. I nie dlatego, że jest agresywny podobno tylko w zabawie. I ona też nie może przygarnąć tego kotka. Koteczka wpada do mojej cioci przez okno i ukrywa się pod kocem, albo gdzie się da, byleby moja ciocia jej nie znalazła i nie wyrzuciła. Dostała miejsce w piwnicy, gdzie może wchodzić i wychodzić, ale ona chce być przy cioci. Skulona przesiaduje godzinami pod jej drzwiami, choć moja ciocia ją wygania. Oczywiście, nie złośliwie, tylko z płaczem w oczach. Boi się, że gdyby przygarnęła kotka, a sama trafiła do szpitala i to będzie nieszczęście.
Dlatego, kiedy była u mnie, pytała czy bym tą Kotkę przygarnęła. Wtedy powiedziałam, że nie mogę bo mam dwa kotki już i nie mogę mieć trzeciego. Ale bardzo mnie zabolała ta historia, a to było 25 kwietnia. Mój Maciuś wówczas był silnym, nieco tłuściutkim (odrobinę) kotkiem, zdrowym!
I wczoraj ta bezdomna kotka mi się przypomniała. Tak mnie serce ścisnęło, gdy sobie wyobraziłam jak ten kotek uparcie prosi o dom.
Zadzwoniłam do cioci. Powiedziałam, że mogłabym ją wziąć. W sumie to taki nasz już rodzinny kotek, bo część mojej rodziny go zna.
Chciałam się jeszcze powstrzymać chwilę przed dokoceniem, ale... no jak już mi się przypomniało, serce mnie za szczypało, nie chciałam tego znowu odrzucać i robić wszystkiego by o tamtym kotku zapomnieć.
Zadzwoniłam do pani weterynarz, bo przecież wczoraj ustaliłyśmy, że najpierw zrobię porządek ze sobą. Ale dni mijają, a moja ciocia prawie teraz jest w domu, bo często też ktoś zabiera ją do siebie na parę dni, czasem jej nie ma w domu kilka tygodni. Kotka wtedy nie ma nikogo. Spytałam pani weterynarz czy powinnam go wziąć. Czy ten kotek wychodzący nauczy się żyć w zamknięciu? Powiedziała, że skoro tak garnie się do domu to się zaaklimatyzuje i że to dobry pomysł.
Ciocia podejrzewa, że ktoś go wyrzucił z domu, dlatego też tak się garnie.
Ja nigdy jeszcze nie brałam kotka z dworu, nie wiem czy ten kotek zaakceptuje drugiego kotka. Ta kotka to nawet nie jest kotek, którego planowałam. Samca, starszego, domowego. Nie wiem ile ma lat. Ale wiem, że to zupełnie inny kotek niż Maciek i niż Kitulek. Maciuś był biało - bury (jak to kolor ostatnio ustalił pan weterynarz), a moja Kitka jest biało-czarna. Tamta jest brązowo-ruda. I jest dziewczynką! A ja chciałam chłopca, bo mam już dziewczynkę. Ale wiecie co? To chyba jest dobry zbieg okoliczności, bo przecież to że kotek jest inny to dzięki temu nie będę jej porównywać z Maciusiem, a co najwyżej z Kitulką, bo to druga dziewczynka, po bracie dostanie siostrę. Ale czy tamten kotek polubi mojego kota. Pani weterynarz powiedziała, że jak ja tak cierpię i przygarnę nowego kotka to moja Kitulka może jej nie zaakceptować, bo poczuje się zagrożona. Ale ja to robię też dla niej. Żeby znowu miała kogo obserwować. A ostatnio w domu miałam dodatkowe 3 koty w transporterach i ona pierwsza nos wkładała do bud patrzeć kto tam siedzi. Jak się przygotować do takiej "adopcji"?? Czy dam sobie radę... Transporter już do mnie jedzie.
Ciocia teraz - wiem - siedzi i poluje na kotka. Jak to powiedziała "przytrzymam ją dla Ciebie", może też będzie ją u mnie odwiedzać wtedy ta kotka poczuje się jak w domu. Ja rozumiem strach mojej cioci przed przygarnięciem kotka. To straszne jak starsi ludzie kochają swoje skarby, a potem sami odchodzą a koty czy psy czeka nieszczęśliwa bezdomność. Może tamta kotka też była od jakiejś babci, dlatego wybrała moją ciocię (oni tak podejrzewają). Tak samo Maciuś, miał babcię i babcia odeszła z tego świata. Taki starszy człowiek, pewnie nie umie zaznać spokoju, kiedy wie, że jego kochany przyjaciel błąka się odtrącony przez wszystkich. Ja, choć mam 30 lat, też się tego boję. Że coś się stanie i co potem... ech

Trochę się obawiam nieznanego, ale tak samo bałam się, kiedy dostałam Kitulkę (też wylądowałaby na ulicy, bo stamtąd została pozbierana jak była dzidziusiem) i tak samo bałam się biorąc Maciusia. A to wszystko się tak zazębiło, że byliśmy nierozłączni.
Podzielcie się proszę swoim zdaniem na ten temat, swoim doświadczeniem.
Ps. teraz tak myślę, dla mojej cioci to też jest dramat, że nie mogła pomóc tej kotce, też się ucieszyła, że kotka trafi tam gdzie ciocia chciała, a sama ciocia będzie miała mocny powód żeby do mnie przyjeżdżać częściej - odwiedzić swojego kotka. Nie wiem czy ta kotka ma jakieś imię, ale tak nagle przyszło mi do głowy imię - Marysia. Hołd ma Maćka to M w imieniu i dla cioci, bo ona ma na imię Maria.