"Dzielny chłopak" zsikał się na łóżko. Moje.
Na szczęście pokrowiec taniego materaca z JYSK nie przesiąkł na wylot. Szybko w rękach wyprałam, nawet nie zaśmierdło, bo sik składał się głównie z soli fizjologicznej lekko zabarwionej krwią.
Pozostawało pytanie co z kotem. Zamknięcie go w przedpokoju na noc żeby zapobiec siuraniu nie wchodziło w grę; kto by takiego zdechlaka zostawił samego?
Na szczęście okazało się, ze mam zachomikowane opakowanie folii malarskiej. Obłożyłam materac, przykryłam prześcieradłem. Słuszny był to krok.
Bo w nocy kot znów nasiurał do łóżka.
A ja z pełną świadomością słuszności podjętej decyzji przesunęłam nogi z dala od plamy i z powrotem zasnęłam.
BTW, dzisiaj już kot całkiem doszedł do siebie

i do kuwety też doszedł