Babcia i Kinga zapakowały mnie w torbę, tę, w której przyjechałam. Bałam się, że zawożą mnie z powrotem do moich dawnych ludzi, na wieś. Ale nie pojechaliśmy tam. Pojechałam do siostry Oli. Miała takie mieszkanie jak babcia-trzy pokoje, kuchnia, korytarz, tylko mniejsze. I był tam jakiś facet-taki duży i wysoki, co się nazywał "Marek". I był tam też inny kot. Bardzo dziwny kot. Puchaty, ze spłaszczonym pyskiem, małymi uszami...to był podobno kot perski. Na początku się go przestraszyłam i zaczęłam uciekać, ale on położył się w przedpokoju i... zasnął!

Takiego kanapowca jeszcze nie widziałam! NA kolację dostałam mięsko, takie jak u Oli-kurczaka i jadłam z jednej miseczki z tym kotem. Kinga nie zamknęła mnie w łazience. Mogłam chodzić po całym mieszkaniu. Spałam w jej nogach całą noc, gdyż bałam się tego nowego mieszkania. Rano zjadłam suchą karmę, razem z persem, a gdy Kinga gdzieś szła, wzięła mnie do torby i odniosła babci.
- Bardzo grzecznie spała- pochwaliła mnie siostra Oli.
- Tak? A mnie tu czymś szura po nocy- odparła babcia.
- A gdzie śpi?- spytała Kinga.
- W łazience.
- No i dziwisz się, że stuka? Z nami w pokoju normalnie spała i nic nie robiła.
- A trafiła do kuwety?
- No pewnie! Nie bój się, umie dobrze.
No więc tej nocy nie spałam już w łazience! Babcia pozwoliła mi spać w pokoju!!! Wyskoczyłam więc na fotel. Był miękki, wygodny i ciepły. Bardzo dobrze się tam spało, nie to co w szopie, czy pod schodami. Tylko martwiły mnie moje oczy. Coraz bardziej łzawiły. A brzuch dalej mnie bolał i był wydęty. Babcia Oli zaparzyła takie dziwne zioła, co się nazywają "szałwia" i okładała mi oczka. Czasem też przemywała je wodą. Skończyło się jedzenie, które kupiła Ola. Babcia przyniosła ze sklepu jakieś inne ale nie było takie dobre jak tamto. Zaczęłam po tym jedzeniu coraz częściej biegać do kuwety, ale babcia nie uznała tego za coś niepokojącego (a tam, kocią kupą się bedzie przejmować

) A Ola nie przychodziła i nie przychodziła... nawet nie wiedziała, ze zostałam. Babcia mówiła, że Ola ma dużo nauki, a w tym tygodniu aż cztery sprawdziany, więc tylko weekend ma wolny.
I w sobotę...ktoś zadzwonił domofonem. Ale nie byle jak! Dwa razy. Tak, jak robiła to Ola. Najprędzej jak potrafiłam, pobiegłam do przedpokoju i nieśmiało wychyliłam głowę zza szafki, gdy ktoś wszedł do przedpokoju. I rzeczywiście! Była to Ola! Ale chyba mnie nie zauważyła. Zdjęła chustkę, zaczęła się skarżyć, że miała ciężki tydzień, że "pan od angielskiego daje takie trudne słówka", a pani od fizyki "jakieś niestworzone rzeczy". I wtem spojrzała w dół. Podniosłam ogonek do góry, a znak powitania. Ola aż podskoczyła, gdy mnie ujrzała! Zdziwiła się nie lada! Ucieszyła się nawet!!! Najpierw porwała mnie w ramiona, ściskając, całując, że aż nieprzyjemnie mi się zrobiło i zaczęłam się wyrywać. Puściła mnie na fotel i rzuciła się babci na szyję.
- Jedzenie się skończyło. I kupiłam trochę- pokazała babcia saszetki, leżące na parapecie w kuchni.
Ola zadrżała na widok whiskasa junior.
- Wydaje mi się, że jej nie służy, bo ma po nim sraczkę, więc kupiłam Perfect Fita dla juniorów, tego co ty kupowałaś. Tylko ty chyba kupiłaś "dla dzielnych poszukiwaczy przygód" i wrażliwych mruczków"- dodała babcia.
- To będzie dla bezdomnych kotów. A ja potem zajdę do rynku, do zoologicznego i kupię trochę tego dobrego
jedzenia- powiedziała Ola, głaszcząc mnie za uchem.
c.d.n.