Część piąta – zaczarowaniMinęło raptem kilka tygodni odkąd Bruśka pojawiła się w naszym domu, a już zachowywała się jakby była z nami od zawsze. Bardzo szybko nauczyła się naszej rutyny. Wstawała razem z nami, a kiedy tylko widziała, że się podnosimy, wiedziała doskonale, że zaraz będzie śniadanie i czekała przy miskach. Nauczyła się też grzecznie przesypiać całe noce. Właściwie, jedynym utrudnieniem, jakie wprowadziła do naszego życia, było przestrzeganie trzech posiłków dziennie. Ze względu na brak zębów, bardzo wrażliwe jelita i wielkie łakomstwo, Bruja nie może mieć zostawionej suchej karmy w misce. Ogólnie sucha karma bardzo jej szkodzi, chyba że jest dokładnie namoczona. Dlatego postanowiliśmy podawać jej trzy posiłki dziennie – rano i wieczorem karma mokra, popołudniu sucha, zalana wodą.
Bruśka zdawała się być do nas już przyzwyczajona. Już nie zdarzało jej się raczej podskakiwać przy niespodziewanym pogłaskaniu, czy uciekać spod nóg, kiedy przechodziliśmy obok niej. Co więcej, pozwalała czasem dać sobie buziaka w czółko. Zdążyła się już przyzwyczaić do naszych zwyczajów, a my do jej obecności.
Prawda jednak była taka, że byliśmy dla niej domem tymczasowym. Takie przynajmniej było założenie, mimo że przez cały ten czas nie zrobiłam ani jednego ogłoszenia. Któregoś dnia pojawiła się możliwość oddania kotki do nowego domu. Stanęłam przed trudnym dylematem – oddać Bruśkę czy nie. Zadzwoniłam do R.
–R.? Czy Ty lubisz tego naszego kota, czy nie do końca? – zapytałam, bo sama bardzo ją polubiłam, a opinia R. jako pana domu ma zawsze duże znaczenie.
–Może być. Nie jest najgorsza. W sumie ze wszystkich kotów, które mieliśmy do tej pory jest chyba najznośniejsza. – pozwolił sobie na komplement – A czemu pytasz?
–Może byłby dom dla niej…
–No?
–I tak się zastanawiam, czy chcemy ją oddawać…
–Nie wiem. Musisz zdecydować.
Rozłączyłam się, popatrzyłam na kota i…
…jak skończyła się ta historia, w zasadzie już wiadomo.

Na znak przynależności postanowiłam kupić Brusi obróżkę, którą, ku mojemu zdziwieniu, nosiła bez sprzeciwu. Niestety bardzo często ją lizała, bo jest strasznym czyściochem i ciągle się myje. Do tego jej sytuacja zdrowotna nie była opanowana i zdarzały jej się problemy z trawieniem. Nie byłam pewna, czy obróżka się do tego nie przyczynia i w końcu ją zdjęłam. Z obrożą czy bez, Bruśka była już nasza, a my jej.
