A propos Rysia.... dzisiaj wybraliśmy się na spacer do apteki po leki dla mnie. Korzystając z ładnej pogody i dotychczasowej chęci Rysia do spacerków, zapiełam mu szelki i wyszliśmy. I złe wstąpiło w kota
Jeszcze nie wyszliśmy z podwórka a Ryś stanął na dwóch łapach i przeraźliwie miauczał - już to powinno dać mi do myślenia, że nie jest dziś w nastoju do polowania na wszystkie zwierzaki świata. Poszliśmy dalej jednak - na mój pochybeł chyba

Darł się przez całą drogę i to bez względu czy szedł sam czy był u mnie na rękach. Doszliśmy jakimś cudem do apteki, a tam już był w swoim żywiole - strzelał oczkami, ocierał się o ludzi i miauczał w niebogłosy. Jedyna korzyść to to, że nie musiałam długo stać w kolejce - starsze panie przepuściły mnie jako pierwszą, a one w tym czasie głaskały malucha. Po wyjściu z apteki Ryś dopiero dał popis swoich możliwości - opierał się, próbował wyrwać z szelek i miauczał tak jakby go ktoś obdzierał ze skóry - do tego stopnia, że zainteresował się nami patrol straży miejskiej

Na moje szczęście trafiłam na jakiegoś kociarza, który nie obraził się na próbę podrapania przez kota, ale wypytywał, gdzie mieszkamy, czym go karmię i czy na pewno jest pod opieką weterynarza. Na koniec stwierdził, że płuca na pewno ma zdrowe, a pazurki czyste co było widać jak próbował go podrapać

i zaczyna udawać pieska - obwąchiwał róg budynku, po czym (gdybym tego sama nie widziała, w życiu bym nie uwierzyła!) podniósł lekko jedną łapkę i obsiusiał ten róg!!!

W aptece i w straży miejskiej zdobył nowych wielbicieli
