"W oczekiwaniu na Silence" Moja przygoda z

zaczęła się od....

korków z fizyki dla mojej córki.
Umówiłyśmy się z koleżanką, że podciągnie trochę Kikę w/w temacie.
Gdy stawiłyśmy się na pierwsze zajęcia, drzwi nam otworzyła Agniecha w towarzystwie maleńkiej, uroczej koteczki tri.
Obu nam szczęki opadły na ten widok i jednocześnie miauknęłyśmy "O jesoo, jakie Cudo!!"
Zazraz potem dał się słyszeć mój zrezygnowany jęk "No to po fizyce!"
Było oczywiste, że kota mieć musimy, gdyż jest nam niezbędny do życia jak woda i tlen.
Płeć była nam całkiem obojętna. Jednak zgodnie ustaliłyśmy, że ma być mały, szary, pręgowany.
Trudną drogą konsensusu uzgodniłyśmy neutralne imię na "S".
Ktoś miał nam takiego kociaka zorganizować, szukał to tu, to tam, ale tygodnie mijały, a my ciągle nie byłyśmy kociaste
To był 21 października 2008r. Pamiętam ten dzień, lepiej niż dzisiejszy!
Żaliłam się "koleżance od tri", że dla mnie jakoś kota nie ma.
Pewnie postrzegają mnie jako psiarę i instyktownie starają się być poza moim zasięgiem.
A - wiesz, koło mnie w lecznicy, to czasem mają różne
ja - jedziemy!
Tak trafiłam do lecznicy CC

Była Ania Zmieniczka
/tu dla obu Pań - szacuneczek i ukłony/
Kumpela naświetliła jej cel naszego przybycia, ja szybko złożyłam zapotrzebowanie,
a ona po chwili wyniosła ze szpitalika ucieleśnienie moich marzeń!
A.Z - o takie coś chodzi?
ja - TAAAAAAAAAKKKK
Jeśli się teraz komuś zdaje, że to był moment kulminacyjny, to jest w błędzie.
Kotka była na leczeniu i należało ustalić, czy jest wogóle do adopcji
Następnego dnia miałam się stawić w lecznicy i dowiedzieć się jaki jest status prawny koteczki.
Wyszłam podekscytowana, choć nieusatysfakcjonowana, nie wiedząc czy mogę się choć trochę cieszyć,
czy lepiej absolutnie nie poddawać się tej pokusie.
Agniecha, widząc moją minę /fajnie musiałam wyglądać

/, na pożegnanie szepnęła
" Nie martw się. Będę ze swoją

jeszcze dziś u weta, to może będę wiedziała coś wcześniej. Zadzwonię"
Zadzwoniła!

17.15 - ja w szlafroku, zdecydowanie sote /szczegół/
A - No cześć /hi hi hi/ Kot jest twój /rechot/
ja - Poważnie

Jadę
Po krótkiej szamotaninie po chałupie, wrzasnęłam - "Kika ubieraj się!"
Dziecko ze spokojem godnym stoików - " aaa po co?"
ja - PO KOTA!
Capnęłyśmy kocyk, kosz po kwiatach i do wozu!
Eh...szkoda, że ten kosz dawno wyrzuciłam.
Jakbyście zobaczyli w czym tego kota wiozłam, pokładalibyście się ze śmiechu.
To była długa droga
/Jak ktoś kiedyś jechał Włókniarzami z Retkini na Bałuty w godzinach 17-18, to wie o czym mówię./
Ulica zakorkowana totalnie!
Myślałam, że moja aplegra wyskoczy z samochodu i zacznie biec, żeby być szybciej.
/ to by było COŚ! w życiu nie widziałam, by biegła

/
18.15 dopadłyśmy drzwi lecznicy z wyrazem obłędu na twarzach i zrobiłyśmy "Ufff".
Było otwarte
Przez cały czas nie wiedziałam, do której lecznica jest czynna i żywiłam głębokie obawy, dotyczące godziny 18tej.
Po drobnych sprawunkach, z zestawem leków i przykazań

,
miauczącym kociakiem i dzieckiem w stanie euforii

, wracałam do domu.
Droga powrotna była traumatyczna.
Kociak miauczał w niebo głosy, Kamila wyła nie mniej rozpaczliwie od kociaka.
ja - i czego ryczysz? dopiero się śmiałaś i radość cię rozpierała!!!
Kika - buuuuu

bo kotek jest nieszczęśliwy i wcale do nas nie chce!!!! buuu
Szarpnęły mną sprzeczne uczucia, z przewagą tych uznawanych powszechnie za negatywne.
Dzielnie zdusiłam je w zarodku

i resztę drogi bezskutecznie uspokajałam rozhisteryzowanych pasażerów.
I tak w bólach objawiła się Lady Silence
Cicho się to nie odbyło, to pewne
