Nawet nie zdążyłam nadrobić zaległości wakacyjne w Waszych wątkach, ale cały czas u nas coś jest nie tak jakbyśmy chcieli.
Jak wiecie w połowie sierpnia borykaliśmy się z chorobą Mikołaja, na szczęście wszystko dobrze się skończyło, a teraz podjęliśmy decyzję w sprawie Puni. I pewnie jeszcze przez jakiś czas nikogo nie odwiedzę
Myśleliśmy i myśleliśmy i jednak zaryzykujemy. Po prostu nie potrafię inaczej, uzmysłowiłam sobie, że nie będę w stanie patrzeć jak z miesiąca na miesiąc Puni rozrastają się guzy. Ona chce żyć wiem o tym, wita nas radośnie, mruczy, podbiega do miseczki, ma apetyt no jedynie czasami jest wolniejsza od reszty ale w sumie ma prawo.
W czwartek byliśmy z nią u weterynarza, była bardzo dokładnie zbadana, prześwietlenie pluc nic niepokojącego nie wykazało, w węzłach chłonnych nic się nie dzieje, dokładnie zbadano krtań, Punia wszystko ma w najlepszym porządku, nerki dobrze funkcjonują, serduszko ok. Jedynie ma zwyrodnienie stawów ale w wieku, którym jest nie jest to dziwne.
Lekarz po wygoleniu brzuszka stwierdził, że guzy jak najbardziej nadają się do wycięcia i można to zrobić przy płytszej narkozie, oczywiście powiedział, że istnieje duże ryzyko ale nie większe jak przy młodszych kotach, powiedział też, że Punia ma duże szanse wyjść na prostą i jeszcze z nami pobyć.
Oczywiście boję si o nią jak nie wiem, ale nie potrafię czekać aż będzie cierpiała, mam nadzieję, że bedzie silna i się nie podda.
Przy okazji operacji Punie Ginuś też idzie pod narkozę, będzie miał usuwany kamień nazębny.
Oba zabiegi w poniedziałek, najbliższy tydzień będzie dla nas bardzo trudny.
Nie muszę chyba dodawać, że nie wiem czy dobrze robię, ale jakbym nic nie zrobiła to czuła bym się jeszcze gorzej.
Mam nadzieję, że wybaczycie mi, że na razie Was nie odwiedzam.
Trzymajcie kciuki.