Muszę się Wam do czegoś przyznać. Książę całkowicie, niepowtarzalnie podbił moje serce

Normalnie oszalałam na Jego punkcie, to wstrętne, dzikie, zwariowane kocisko ma takie momenty, że moje serce roztapia się zupełnie jakby było z wosku.
Na przykład dzisiaj jak wróciłam do domu. Książę spał u mojego brata, czy raczej z moim bratem. Udałam się do swojego pokoju i Go (Księcia, a nie brata) zawezwałam na jedzenie (ok no trochę zazdrość mnie złapała i chciałam Księciunia poprzytulać). Moje słodkie kocie natychmiast przybiegło, zagruchało, podjadło, wróciło do mnie, rozmruczało się. Poprzytulało i pobiegło, gdzieś w głąb mieszkania zwabione jakimś super ciekawym hałasem. Po chwili wróciło znów się rozmruczało, poprzytulało i znowu pobiegł gdzieś dalej. Śmieszny jest, bo jak się układa to koło mnie, nie na mnie (bo niewygodnie) ale tuż obok, żebym mogła gładzić. To gładzę i jestem gryziona. A poza tym

jak był w pokoju brata (bo poszedł obejrzeć coś super ciekawego na parapecie) to zaczęłam Go wołać (stojąć na progu pokoju) "No chodź do mnie, no chodź idziemy" no i zeskoczył i podbiegł do mnie rozmruczany.
Tak sobie myślę, że On tylko potrzebował, żeby Go ktoś przytulił i dał Jego własne miejsce, a że wygląda trochę dziko (mój tata stwierdził, że ma coś bardzo dzikiego w wyglądzie) to może jakoś... ech te dwa samotne miesiące w klatce nie dają mi spokoju.