Emil [*11.02.2019]i Luna [*03.2014]- Orzeszki w Milanówku :)

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob maja 24, 2008 14:56

No nie, po prostu zaraz zaczne ryczec z bezradnosci i zlosci. Luna przeszla sama siebie. Podczas gdy ja mylam podloge w "ich" pokoju, panienka narobila na nasza posciel. Kupcia na okraglo i najczesciej w poblizu kuwety. Teraz jeszcze sikanie doszlo. Ale na posciel :?: :!: Nie mam juz sily :(

Milan

 
Posty: 196
Od: Czw kwi 03, 2008 10:51
Lokalizacja: W-wa/Milanówek

Post » Nie maja 25, 2008 13:46

Hm, nie wiem, co napisać... :?
Może cos je stresuje :?:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie maja 25, 2008 16:54

Powodów do stresu raczej nie mają 8O Nawet jak krzyczę gdy coś spsocą, to po kilku minutach jedno albo drugie przychodzi, pakuje się na kolana i jak tu się gniewać? Ale te paskudzenie naprawdę potrafi doprowadzić do frustracji :( Może przejdzie im z wiekiem... :roll:

Milan

 
Posty: 196
Od: Czw kwi 03, 2008 10:51
Lokalizacja: W-wa/Milanówek

Post » Nie maja 25, 2008 17:38

kotka mojej koleżanki tak się odgrywa za dłuższą nieobecność.....
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie maja 25, 2008 17:50

Decyzja o dwupaku, była podyktowana głównie naszą długą absencją w ciągu dnia. Kotka Twojej koleżanki pewnie zostawała/zostaje zupełnie sama. One jednak są razem więc i ten powód jednak bym odrzuciła - w końcu towarzystwo mają.

Milan

 
Posty: 196
Od: Czw kwi 03, 2008 10:51
Lokalizacja: W-wa/Milanówek

Post » Pon maja 26, 2008 7:08

Zgadza sie, mają siebie nawzajem, więc powinno być ok...
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto maja 27, 2008 14:06 Szybkie sprawozdanie w tzw. międzyczasie:

Troszkę się polepszyło, choć nie chcę chwalić zbyt wcześnie… Dopiero drugi poranek bez większych niespodzianek – nawet się zrymowało :D

Mimo wszystko uwielbiam te małe smrody :) i nie wyobrażam sobie mieszkania bez nich.

Luna: nie przepada, gdy bierze się ją na ręce, za to chętnie wdrapuje się na kolana jak tylko zobaczy, że któreś z nas siada. Po prostu włazi ‘nieproszona’, ugniata chwilę łapkami i zwija się w kłębek :) Nie wiem czy niechęć do noszenia kojarzy jej się z wizytami u weta czy po prostu nie lubi wysokości (preferuje niższe półki, rzadziej blaty w kuchni – Emil z kolei lubi lodówkę, regał i szafy które są tuż pod sufitem). Luny jeszcze nigdy w tych najwyższych miejscach nie widziałam. Jest bardzo spokojna, cichutka, bezkonfliktowa. Nie psoci i ogólnie nie ma chyba w sobie zapędów niszczycielskich. Jeszcze nigdy (pomijając stresujące wizyty u weta, które wiązały się z zastrzykami w pupsko), nie potraktowała nas ani pazurkiem, ani ząbkiem. Tak więc nie zostało jej to wariactwo, którym ponoć wcześniej się odznaczała. Nie pasuje do Bonnie, która podjudzała Clyde’a /oczywiście mowa o Emilu/ :) Zepsuliśmy kotkę, czy co? :wink:

Emil: gdy kociaki do nas trafiły, nie różniły się gabarytowo; obecnie Emil jest prawie dwa razy taki jak Luna (nie jest spasiony, jest po prostu duży). Strasznie lubię go miętosić – czasami się wzbrania, a czasami rozkłada się jak dywanik na grzbiecie i wystawia swój piękny brzuchol. Jest bardzo zwinny i cwany. Nie wiem czy można mówić o inteligencji zwierząt ale jeśli tak, to jego IQ zdecydowanie należy do tych ponad przeciętną ;) Emil jest charakterny – taki zadziorny sierściuch, który podczas zabawy i podrapie, i uszczypnie i wywinie salto w powietrzu. Często prowokuje Lunę do wystawienia pazurków. Zabawnie jest obserwować, jak się czai, gdy panienka jest czymś zaabsorbowana i go nie widzi, i po chwili rzuca się na nią z całego rozpędu. Innym razem najpierw zdradziecko ją wylizuje, bawi się a w chwilę potem gryzie i wywija łapami. Wtedy dopiero Luna odkrywa swoje drugie ja ;) ale nie sprowokowana, grzecznie się bawi nie dokuczając ani bratu, ani nam. Daje się głaskać, choć sama o głaski się nie prosi (tylko te nasze kolana eksploatuje na maxa).

Emil jej dokucza straszliwie, ale jak tylko mała gdzieś znika, to jej zaraz szuka. One nawzajem się pilnują. Gdy Emil dostanie się do szafki, z której wyjść potem nie może (niedługo ukrócimy te buszowanie montując magnesowe zamki od wewnątrz), Luna kręci się i nawołuje. A dzisiaj? Role się odwróciły. Do tej pory nie wiem jak Luna dostała się do szafy, /w której już owe zamki są/, ale spędziła w niej rano przynajmniej ładne 10 min. Zastanowiło mnie, czemu Emil tak drapie w tę szafę i drapie. Z początku myślałam, że po prostu kombinuje jak się do niej dostać, a potem zaczęłam się rozglądać za Luną, która w niewyjaśnionych okolicznościach się rozpłynęła. Otworzyłam szafę i co widzę? Panienka wysunęła nosa i wyszła. Nie wiem – może któreś z nas wyciągało buty i nie zauważyło jak się wpakowała do środka, a może po prostu szafa była niedomknięta i odruchowo ja albo Pan Milan ją zamknął nie sprawdzając czy jakieś małe Coś się tam nie wślizgnęło…

Niebawem kociaki zostaną poddane ciężkiej próbie… Otóż w końcu zakupiliśmy karnisze, i prowizoryczne firanki w postaci posklejanego papieru śniadaniowego :) zostaną zastąpione prawdziwymi. Pytanie jak długo wytrzymają w całości… Planuję zawiesić jak najkrótsze, co by koty swobodnie mogły z parapetu korzystać i powstrzymać się przed zwisaniem na nich… Marnie to widzę, ale się zobaczy… W najgorszym wypadku przyprawią o zawał moją ciocię albo mamę, które są największymi, /choć zdaje się - jedynymi/ przeciwniczkami naszego kociego towarzystwa. Obie chcą żebyśmy mieli mieszkanko cacuszko no, ale niestety się nie da. Coś za coś… A one chyba pogodzić się z tym nie chcą i wciąż powraca temat „eksmisji kotów”. Niedługo zacznę krzyczeć jak po raz kolejny usłyszę „i po co wam to było?” :evil:

Wracając jednak do firanek - trzymajcie kciuki, żeby nasze przyszłe i obecne zabiegi wychowawcze przynosiły zamierzone rezultaty. Oj, będzie się działo… :? :roll:

Chciałabym też niedługo pokusić się o eksperyment, który może być opłakany w skutkach, ale kiedyś spróbować trzeba. Otóż, gdy nie ma nas dłużej w domu, zamykamy maluchy w pokoju z drapakiem, świeżą wodą i suchą karmą. Nie udostępniamy im jeszcze całego mieszkania pod naszą nieobecność. Trochę obawiam się tego, co mogłabym zastać po powrocie... Za to jak jesteśmy w domu, biegają gdzie chcą. Choć zazwyczaj kończy się tym, że lokują się gdzieś blisko nas – częściej Luna, bo Emil jak zwykle kombinuje, co by tutaj zmajstrować i gdzie się znowu władować… Wstręciuchy ale kochane ! Najświeższych zdjęć obiecywać nie będę, bo nie wiem kiedy tę obietnicę spełnimy. Kiedyś na pewno 8)

Milan

 
Posty: 196
Od: Czw kwi 03, 2008 10:51
Lokalizacja: W-wa/Milanówek

Post » Wto maja 27, 2008 14:23

:ok: :ok: :ok: :ok: :1luvu: :ok: :ok: :ok:
Początki zawsze są trudne, ale potem wszystko się reguluje, kiedy już kiciaki poznają reguły i zasady i poczują się bezpiecznie, bo te kłopoty to na ogół związane ze stresem, zmianami miejsca, takie rozregulowanie..
Będzie fajne zgrane stadko
Miały koteczki szczęście fajny domek trafić
:1luvu: :1luvu: :1luvu:
Obrazek
Obrazek

ruru

 
Posty: 19904
Od: Sob gru 29, 2007 20:10
Lokalizacja: Łódź

Post » Nie cze 08, 2008 17:01

I jak tam małe rozrabiaki :?:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie cze 08, 2008 20:17

na pewno będzie sajgon jak je wypuscicie żeby latały po domu, ale tylko parę dni, potem się znudzą nowościami i będzie ok, Chrumek dał mi popalić, tylko przychodziłam i sprzatałam, ale tylko parę dni :wink:
ObrazekObrazek

mumka27

 
Posty: 11450
Od: Pon gru 03, 2007 18:35
Lokalizacja: Trójmiasto

Post » Pon cze 09, 2008 16:10

Na mopie jeżdżę minimum 2 razy dziennie ( całe mieszkanie :( ). Pan Milan stara się trzymać porządek w ciągu dnia (przynajmniej wtedy, kiedy jest w domu, bo póki, co ma nienormowany czas pracy), więc i jemu przypada 1-2 rundki z mopem.

Dobrze, że nie zdążyliśmy położyć dywanów. W trzech pokojach mamy stare, drewniane klepki, a w pozostałych pomieszczeniach, /czyli kuchnia, przedpokój, toaleta/ położyliśmy terakotę. Po doświadczeniach z dywanikiem w łazience i dywanikiem w przedpokoju, (którego już nie ma, bo nie miałam siły go szorować raz za razem), z dywanów pokojowych zrezygnowałam całkowicie :? . Miło byłoby zasłonić te stare, miejscami szkaradne podłogi -bo kupno dywanów jest zdecydowanie tańszym rozwiązaniem niż wymiana podłóg- ale niestety…

Kociaki od dwóch tygodni mają do dyspozycji całe mieszkanie /z wyjątkiem biura, bo tam trzymamy sprzęt komputerowy i ogólnie jest dużo ciekawych kabli i kabelków…/.

Niestety jak narobią do kuwety /albo –o zgrozo!-w jej pobliżu/, często gęsto wdepnie się im w to i owo jedną czy druga łapką i później w całym mieszkaniu można znaleźć ślady wiadomego pochodzenia… :roll: Na podłodze, na parapetach i niestety bywa, że na pościeli czy krzesłach również. Stąd wymuszona przyjaźń z mopem i nie tylko. Raz zdarzyło się, że musiałam wyprać poszewkę na pościel, wyszorować miejscami samą pościel, następnie prześcieradło, bo zdążyło przesiąknąć :evil: i tak właśnie przedstawiają się te najczarniejsze scenariusze ala konsekwencje posiadania kotów.

Czasami łzy same cisną mi się do oczu, bo naprawdę jestem już tym mocno zmęczona. Lubię porządek i źle czuję się, gdy wokół znowu napaskudzone a ja marzę żeby odpocząć zamiast znowu zamieniać się w chodzącą maszynę do sprzątania. Pan Milan zresztą też, – choć oboje wykazujemy się maksimum cierpliwości w tej kwestii. Kociaki nigdy nie zostały skarcone fizycznie, zawsze kończy się na krzykach. Emil jak coś zmajstruje, to tylko mignie jak błyskawica między nogami i ucieka gdzie pieprz rośnie. Ostatnio tak było z doniczką… Nie było mnie przy tym, ale ze sprawozdania Pana Milan wyglądało to tak, że siedząc w biurze nagle usłyszał straszliwy huk. Zdążył zaledwie stanąć w progu salonu, jak Emil śmignął mu między nogami i tyle go było widać. Pozostawił po sobie potłuczoną w drobny mak doniczkę, pełno ziemi i kwiatek w opłakanym stanie. Pan Milan posprzątał rozsypaną ziemię i resztki mojej pięknej doniczki. Kwiatek włożył tymczasowo do miski i postawił na podłodze. Wrócił do pracy przy komputerze nieświadom tego, co dzieje się w pokoju obok… Po pewnym czasie zajrzał do salonu, a tam powtórka z rozrywki: kwiatek na podłodze, miska przewrócona, ziemia rozsypana. Odruchowo wyciągnął ręce żeby zebrać dłońmi ziemię i przesypać ją z powrotem do miski. A tu „niespodzianka”, rączki umazane domyślacie się, w czym(?). Nawet nie chcę myśleć, jaka wtedy wiązanka rozniosła się po mieszkaniu. Jak wyobrażam sobie całą tę historię, to chce mi się śmiać, ale jestem pewna, że mi samej do śmiechu na miejscu Pana Milan by nie było.
Kwiatek tymczasowo leżakuje w biurze, bo nowej doniczki jeszcze nie zorganizowałam. Kwiatki ogólnie są zredukowane do niezbędnego minimum i mam nadzieję, że przetrwają.

Strat ponosimy bardzo dużo, nie mniej wyrzeczeń i to wszystko razem, czasami odbiera nam prawie całą radość z ich towarzystwa :( .

Ruru, tak więc zapewne wycofasz swoje słowa zachwytu: „Miały koteczki szczęście fajny domek trafić”, bo muszę się przyznać, że czasami – sprowokowani kolejną, mocno frustrującą sytuacją- łapiemy się na myśli: „ciocia i mama miały rację”. Dla stałych bywalców tego wątku, nie muszę wdawać się w szczegóły, prawda? W wielkim skrócie – obie panie nie są ich fankami i na samym starcie próbowały nakłonić nas do ich oddania.

Bardzo się do Emila i Luny przywiązałam (Pan Milan także, choć wolę wypowiadać się we własnym imieniu) i jednocześnie bywa, że rozważamy wszczęcie poszukiwań nowych opiekunów (najchętniej z domem z ogrodem bo z tęsknotą w ślepiach wpatrują się w widoki za oknami). Myśli te staram się od siebie odrzucać, bo moje przywiązanie do nich jest duże i nie potrafię wyobrazić sobie pustego mieszkania, „pozbycia się kłopotliwych lokatorów”. To nie tak, nie chcę iść na skróty. Ale sami przyznajcie – jak długo można czekać z nadzieją, że w końcu, pewnego dnia te –czasami już chorobliwe- sprzątanie nie będzie koniecznością? Po prostu oboje jesteśmy zmęczeni :cry: . Zmęczeni porannym rozglądaniem się (patrząc cały czas pod nogi) czy przypadkiem gdzieś nie napaskudziły, sięganiem po papier toaletowy i spryskiwacz do szyb żeby pozbyć się przykrego zapachu, następnie wyciąganiem mopa i szorowaniem podłóg w całym mieszkaniu żeby nie mieć uczucia, że to i owo mogło się przenieść np. do kuchni – gdzie przecież szykujemy jedzenie i nawet nie chcę zastanawiać się, czy w miejscu gdzie kroję chleb, kilka godzin czy minut wcześniej Emil albo Luna chodziły z usmarowanymi łapkami. To jest nasz codzienny koszmar.

Uwielbiam je tulić, głaskać, bawić się z nimi. Gdzieś się to wszystko może i wyrównuje. Przykry obowiązek kontra uśmiech, który dają. Założę się jednak, że większość z Was nie była skazana na użeranie się dzień w dzień, tydzień w tydzień z tym wszystkim. Mumka pisze, że to kwestia kilku dni, ale w przypadku Emila i Luny te uprzykrzające nam życie zachowania, zdają się ciągnąć w nieskończoność. Ja cały czas powtarzam sobie, że kiedyś się to skończy, że może za kilka tygodni/m-cy dojrzeją i pewne „nawyki” po prostu nie będą miały już miejsca. No więc czekam…

Modjeska, chciałabym Cię w tym miejscu uspokoić. Nic nie wydarzy się za Twoimi plecami. Jeśli zostaniemy pociągnięci już do ostateczności ostateczności, do Ciebie pierwszej się zwrócę. Chcę jednak wierzyć, że ten dzień nigdy nie nastąpi. Ja je naprawdę pokochałam.

Tak więc proszę trzymać kciuki, żeby te dwie, małe paskudy w końcu zmądrzały.

Z innej beczki – Luna była z Panem Milan w sobotę u weta. Jak je zabraliśmy z Zalesia, na ogonku miała niewielki strupek, który zignorowałam myśląc, że albo Emil ją ugryzł, albo gdzieś zahaczyła i się z czasem samo zagoi. Kilka dni temu, zauważyłam niewielkie strupki na krawędzi ucha, a ten na ogonku urósł. Suma summarum zdecydowaliśmy o wizycie u weta. Okazało się, że kicia ma grzybicę. Emil się nie zaraził (przynajmniej jeszcze niczego niepokojącego nie wypatrzyłam). Lunę smaruję punktowo maścią raz dziennie. Zalecono też kąpiel obu smarkaczy w Nizoralu. Potwierdzicie, że to dobry pomysł? Mieliście może do czynienia z grzybicą u kotów? Jak długo z nią walczyliście? I w jaki sposób?

A przed paskudami kolejne wyzwanie. Od soboty makulatura w oknach w końcu zostały zamienione na firanki i zasłony. Częściowo są to krótkie firany – więc Emil i Luna mogą swobodnie wskakiwać na ulubione parapety, częściowo długie. Zobaczymy, co się wydarzy… Tam gdzie są długie, upięłam miejscami spinaczami do prania, żeby mogły wskoczyć bez przeszkód na parapet. Mam nadzieję, że nie zaczną się po nich wdrapywać. Na szczęście nowych nie wieszałam, tylko takie, których stratę ewentualnie przeboleję. Ale z czego jeszcze mam zrezygnować? :cry: Dywany - nie, firany - nie, dywaniki - nie, kwiaty - do minimum. Co będzie następne w kolejce? :(

Chcę zweryfikować częstotliwość / objętość posiłków. Może w tym tkwi problem i stąd to ich nadprogramowe kupcianie? Może jedzą za często i za dużo albo w ogóle menu wymaga solidnej transformacji?

Jak było do niedawna: Rano (około godz. 8:00) pół 400 g puszki /czyli 200 gram na śniadanko/; po południu (ok. godz. 14:00) znowu 200 gram puszki ale o innym smaku (urozmaicamy).

[ Gdy na następny dzień kończymy puszkę z dnia poprzedniego, nigdy nie jest ona prosto z lodówki. Zawsze podgrzewamy na parze do temp. pokojowej.]

Jak wracam z pracy, najczęściej gotuję im kurczaka (pół niedużej piersi) i dostają miskę z drobnymi kawałkami kurczaka, startą, gotowaną marchewką i ryżem (czasami bez ryżu albo po prostu samego kurczaka; czasami –jeśli akurat mam- dolewam odrobinę zupy pomidorowej). Cały czas mają dostęp do świeżej wody (ciepłe mleko podajemy bardzo rzadko) i suchego pokarmu. Suchego mamy 4 rodzaje, ale nie pamiętam nazw (w tym dwa od Aguteks). Za suchym nie przepadają. Od soboty nieco im ograniczyłam jedzenie mokrego, żeby zmusić je do przeproszenia się z suchym. Dostawały rano pokarm mokry, po południu nic a pod wieczór kurczaka. Wczoraj i dziś było mniej sprzątania, więc chyba działa? Nie wiem, za mało czasu minęło. Ostatnio spróbowałam też z twarogiem z odrobiną miodu. Smakowało im, choć nie zjadły od razu wszystkiego. Dopiero po małym przegłodzeniu… A Wy jak często, w jakich ilościach i czym karmicie swoje pociechy? Będę wdzięczna za wszelkie podpowiedzi dot. któregokolwiek z naszych małych dużych kłopotów.

Zrezygnowana Pani Milan.

Milan

 
Posty: 196
Od: Czw kwi 03, 2008 10:51
Lokalizacja: W-wa/Milanówek

Post » Pon cze 09, 2008 17:40

rany, jak Wy je rozpieszczacie....to chyba są najszczęsliwsze koty na świecie :wink: podgrzewane na parze jedzonko....może one rywalizują ze sobą o Wasze względy i to siusianie jest po to żeby zwrócić Waszą uwagę?rozumiem że jezt Wam ciężko, moje dwie pierwsze koteczki Mićka i Grzybka( już za TM) też tak rywalizowały, sikały na łóżko , która pierwsza ta lepsza....dostały dwie oddzielane kuwetki, jadły w innych pokojach, staraliśmy się traktowac je równo cały czas, w końcu przestały, głównie moja mama się tym zajmowała, bo ja wtedy byłam mała,i w końcu sie udało, z Fisia i Chrumkiem nie było takiej sytuacji.Nie poddawajcie się, może kotki potrzebują więcej czasu?trzymam kciuki mocno żeby sytuacja się poprawiła!
ObrazekObrazek

mumka27

 
Posty: 11450
Od: Pon gru 03, 2007 18:35
Lokalizacja: Trójmiasto

Post » Wto cze 10, 2008 18:16

Mam nadzieję,że wszystko sie ułozy....
szkoda by było, gdyby Maluszki straciły dom :?
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto cze 10, 2008 20:10

a może ten Feliway by pomógl, różne sa opinie, u mnie pomógł , tzn foootrzatym pomógł, koszt jest duzy, ale może zadziała.....?
ObrazekObrazek

mumka27

 
Posty: 11450
Od: Pon gru 03, 2007 18:35
Lokalizacja: Trójmiasto

Post » Wto cze 10, 2008 20:31

Poczytałam o Feliway. Nasze koty nie są rozchwiane emocjonalnie. One są kochane, przymilne, wdzięczne, chętne do zabawy; sprawiają wrażenie szczęśliwych i zadowolonych.

Odnoszę wrażenie, że to brudzenie wychodzi im jakoś bezwiednie, może trochę z lenistwa. Nie wiem, nie potrafię tego wyjaśnić. Są z nami od ok. pięciu tygodni. Początkowo traktowały nas z rezerwą. Teraz witają nas ilekroć wchodzimy do mieszkania, przychodzą do nas gdy na dłużej znikamy w innym pokoju. Są bardzo towarzyskie i takie zwyczajnie ciepłe. Zawsze są gdzieś blisko, jakby pilnowały swoich "ludziów".

Nie chcę żeby straciły swój nowy domek. I to teraz, kiedy wreszcie poczuły, że są u siebie. Przetrzymam jeszcze. Zagryzę zęby i postaram się przeczekać. Byle nie za długo...

Ciotka (czytać Aguteks) zorganizowała im świeżutką wołowinkę. Pierwszą, próbną porcję zjadły z apetytem. Reszta czeka na potem :) Ponoć ładniejsze kupki po tym będą ;) Zobaczymy. Tak czy siak dostają mniejsze porcje poszczególnych posiłków, ale głodzone nie są. Raz jeszcze proszę o trzymanie kciuków. Za wszystkich. Pa i do następnego przeczytania.

P.S. Dziś maluchy czeka "kąpiel" w nizoralu... Oj będzie się działo :lol: Rozumiem, że tak jak z psami - trzeba uważać żeby woda do uszu się nie dostała? Ostrożność będzie zachowana. Oj, już słyszę te miauki... :lol:

Milan

 
Posty: 196
Od: Czw kwi 03, 2008 10:51
Lokalizacja: W-wa/Milanówek

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 154 gości