wróciłam... w domu nie było mnie prawie dwa tygodnie z przerwą jednodniową na przepakowanie...
wczoraj, kiedy wieczorem weszłam do domu przywitał mnie Jeżyk... zrobiłam takie oczy

i wołam Kreskę.. to zawsze ona stała pierwsza przy drzwiach i krzyczała: "Gdzie byłas, jak mogłaś mnie porzucić, myślałam, ze umarłaś miauuuuu". A tu cisza.. wchodzę do pokoju i nagle do moich nóg biegnie mala torpeda z krzykiem: "Miau, to ty, jesteś nareszcie, już nie wierzyłam w to, że wrócisz"... Miziankom nie było końca.
Moja mama zrobiła takie oczy

i doszła do wniosku, że Kreska to absolutnie mój osobisty kot, który beze mnie wpada w depresję i jest nie do wytrzymania. Przez te dwa tygodnie mamy kanapa była wielokrotnie osiusiana.. No bo przecież nikt nie sprząta kuwety tak dobrze jak ja, no nie

i trzeba jakoś domagać się czystości w toalecie.
Wiecie, ja już nawet się na nią nie denerwuję... kocham ją miłością bezgraniczną a jutro pro forma oddam jej siuu do badania.. niech usłyszę, że jest wszystko OK i że siusiała z nerwów i tęsknoty. No bo co to za zapalenie pęcherza, które znika jak pańcia wraca?
Jeżowi oczywiście wszystko jedno, czy jestem czy mnie nie ma.. czym tu się przejmować. Przez dwa tygodnie był na kuchni babci. Miski były pełne po brzegi, oprócz śniadania koty dostawały jeszcze kolacje i oczywiście gratisy w trakcie gotowania... I tak jak wróciłam zastałam JeżaDążącegoDoOsiągnięciaFormyDoskonałej
Swoją drogą słodki jest jego brzusio i słodkie jest to, jak Jeż siada i musi sobie bardziej nóżki rozkraczyć, żeby zrobić miejsce na nowego przyjaciela.. No bo w końcu jest ich dwóch: On i jego brzuch
Jutro jedziemy odrobaczyć kociambry.
Wakacje się skończyły, pańcia wróciła, będzie znowu koty maltretować.
Jeż już dziś płakał, bo wredna baba czyściła mu uszy
