Było całkiem przyjemnie, taki dzień na grzyby a nikt nie chciał jechać, beznadziejne towarzystwo
Nulka przepadła wieczorem i nie było jej do popołudnia. Pomyślałam sobie, że czas się powoli żegnać.
Że Nula się wyprowadza i że pewnie ma już inny dom, inne towarzystwo, że tylko przyjdzie spakować walizki i to będzie koniec

.
A tu niespodzianka

. Przybiegła z awanturą, że się wyspała po tych upałach i dlaczego nie ma obiadu i to, że pojawiała się tylko wieczorami przez to piekielne słońce i że dlaczego jeszcze nie biegnę po miski, bo jak długo kot może czekać!
Pobiegłam błyskawicznie, była przystawka- Miamor z witaminkami i saszetka z dziczyzną, bo taką lubi.
Jemy!

Przeciąganie, jeziora łabędzie wszystkimi łapkami i długie, spokojne spanie w katapulcie na tarasie.
Otworzyła w końcu te cudne oczęta i pyta a gdzie kolacja?
Dzisiaj szynka, z tego lepszego sklepu

I miałam sobie pójść, albo przynajmniej nie podglądać, bo nie będzie jadła
Szybko zniknął cały talerzyk, ale nerwowo troszkę, ktoś nadchodzi? Kto idzie?

Nikt nie nadchodził jednak, pies za płotem tylko. Czekolada, całkiem niegroźna labradorka.
Siedzi teraz na Pytonie i obserwuje okolicę.
Nadchodzą jeże. Grube.
Chyba jednak się nie wyprowadza, ufff...
