Stanisław nie jest już maleńkim kociakiem, ma najmarniej 2 miesiące. Uważam, że była to ostatnia chwila na pełne i bezstresowe udomowienie go i zgranie z psami. A przy początkach KK naprawdę nie było na co czekać. Co do bywania lub nie u weta: wiem co robić. Co roku odchowuję kilku Stasiów i Stasiowych siostrzyczek (najmłodsze miewają po kilka dni) i umiem się nimi zająć. Nie chodzę na odrobaczenie do veta - chyba, że zdrowie maluszka ewidentnie tego wymaga - i nie napisałam nigdzie, że Staś idzie na odrobacznie do veta. Pastę na robaki dla miauleństw mam na składzie stałym w domu. Krople do oczu skonsultowałam z vet telefonicznie. Przerabiam to co sezon kociakowy. W tym wypadku wybrałam Biodacynę - Synkowe oczka już dzisiaj są śliczne, oczywiście pociągnę kropienie kilka dni.
Jestem wdzięczna za rady wszelkie, ale nie martwcie się tutaj. Stasinek trafił do domu, który wie co robić i umie leczyć nawet i PP. Ostatnio dwa lata temu walczyłam z tym dziadostwem - rodzeństwo, które ratowałam możecie obejrzeć na okładce kalendarza Fundacji Kocie Życie 2017. Nie wiem, co Stanisław musiałby wywinąć, żebym straciła głowę. Proszę o kciuki, żeby nie wywinął nic

I oczywiście, żeby nie było wątpliwości - kolejne kocie dziecko na dom tymczasowy przyjmę jak Synuś nabierze odporności po DRUGIM szczepieniu.