Właśnie Kumiczek na łóżko była uprzejma nasiusiać.

Bo kuwetę do zmiany żwirku i umycia zabrałam.
Chyba na ten czas musimy stawiać drugą, jakby się akurat hrabinie chciało.
Mam wrażenie, że się - na szczęście - dobrze goi.
Nie wyczuwam ani żadnego obrzmienia, ani zebranego płynu.
I miejsce po ciachaniu suchutkie się wydaje.
Na jutro mam dla naszej dziewczynki jeszcze antybiotyk (w zastrzyku), ale chyba się z maluchą do weta przejedziemy - niech obejrzy fachowym okiem, żebyśmy czegoś nie przegapiły.
Ciacho to aktualnie pełną paszczą pies pasterski, tyle że rozgania dziewczyny i zagania każda do oddzielnego pokoju.

I szczeka. Ostatnio się przeżarł, więc miał dietę. I nie dostawał swoich ziołowych uspakajaczy. Więc szczeka i próbuje za nogi łapać nawet spokojnie idących ludzi chodnikiem.
Jego chodnikiem. Coraz częściej przyśliwuję nad obrożą antyszczekową. Bo świetnie się szczeka np. o 1.30 w nocy. Drogie to upiornie, ale jak sąsiedzi zaczną odpowiednie służby wzywać w związku z zakłócaniem ciszy nocnej, to i tak taniej ta obroża wyjdzie niż mandaty.
A dla Biby kolejna obróżka feromonowa już w domu, bo bez niej ani rusz. Tzn. głównie rusz - warkotem, sykiem i próbą pacania opazurzoną łapką - chociażby z daleka. W obróżce jest ciut lepiej. Uff...