Wczoraj praca, wypadałoby troszkę odespać ale tak ładnie świeci słoneczko, ze aż mnie nie ciągnie do łóżka. Nareszcie słonce!
Maurycy przywitał mnie dziś fochami. Nie wiem za co mnie opieprzał. On jak jest wściekły (bo bywa wściekły inaczej tego nie idzie nazwać) to tak biega i gada jak egzorcyzmowany machając bardzo mocno ogonem. Opieprzyć potrafi za nieomal wszystko jeśli tylko coś nie jest akurat po myśli kota. Wzięłam go mimo to na ręce - jak mu już trochę przeszło -bo to go często uspokaja trochę. Na ręce bierze się na chwilkę i daje buziaczki w czółko. Ale dziś był taki za coś wściekły, że zdzielił mnie łapą przez twarz. On to ma charrrakterek

Za co ja tego dziada tak kocham mimo wszystko to nie wiem.