Wątpię, żeby się nauczył. I to mnie denerwuje.
Bo już przecież Borubar był od niego. Tyle, że wtedy to ja nie byłam na tyle zorientowana co i jak z kotami (że sterylki i w ogóle) no i się cieszyłam na te kociaki. A teraz jak codziennie zaglądam na strony schroniska itd to mnie krew zalewa, że mam tak nieodpowiedzialnego ojca. Niestety zawsze taki był. Ważne, żeby jemu dobrze było, resztę ma gdzieś
Najbardziej mnie wkurza to, że on pieniądze ma, stać go na to, a świruje, że jest biedny, że pieniędzy nie ma. Całe życie wszystkich w konia robi. Ale nie będę tu wywalać wszystkiego.
Najgorsze jest to, że on z tymi kotami nic nie zrobi, tylko będzie czekał, aż ja wezmę i za niego to zrobię. Tylko skąd ja mam mieć kasę na jego 3 koty (no już teraz 5) jak jestem na studiach, kasy nie mam, tyle co stypendium, a wiadomo jakie są stypendia. Coś tam mój chłopak ma i mama się dorzuca i to i tak jest kasy na styk. A on oczekuje ode mnie, że ja mu się kotami zajmę, chociaż to on ma prace, żyje sobie jak chce, i stać go na to. Tak mnie to denerwuje, że mi aż słów po prostu szkoda, po prostu ręce opadają.
I wszyscy na tym cierpią, tylko nie on. Już po raz drugi psy mu kociaki zagryzły.
I nic się nie nauczył.
Edit:
Ojciec mieszka w Zgierzu, ja w Łodzi, mam do niego z 1h drogi tramwajem i przejść się kawałek.
Problemem nie jest odległość, tylko kasa z mojej strony, i nieodpowiedzialność ojca.
I dlaczego ja mam brać odpowiedzialność za jego głupotę ehh
