» Czw lis 26, 2009 8:17
Re: Mój Pięciokot cz.12 Niech już nie chorują...
Mała jest i śliczna i kochana. Ja mam chyba jakieś szczęście dzikie, ale zawsze trafiają do mnie koty bezproblemowe. W sensie zachowań. Dokocenia miałam łatwe, maluchy dzikie początkowo, szybciutko łapały na czym polega ludź, kuweta, miska... Szybko stawały się ufne, przylepne, mruczące. Fuksa mam. No, może czasem to jest minus bo jak odchodzi maluch który już zaufał i szuka pomocy na rękach, to ja bym wolała żeby on był dziki i miał mnie w d... albo warczał wściekły, żeby nie było tej nitki porozumienia. Szczegół.
Małe paskudztwo, to Agatowe, jest @do kwadratu. Dałam rano mieso do miski. Poszła, zajrzała i patrzy na mnie. O żesz ty! Jakbym nie widziała że chodzi o cieplutkiego conva... Zgrałam głupa, nie dałam. Poczekała, popatrzyła, sprawdziła czy w filiżance dla zmyły nie przyniosłam jej jedzonka (kawa była, o zgrozo) i poszła jeśc mięsko. Jadła i patrzyła na mnie z wyrzutem. ZOŁZA!!
W ogóle noc do d...
Wczoraj uparłam się przejść mendom przez rozum (a raczej żołądek) i jak rano dostały to nowe mięsko tak do wieczora tylko to miały w misce. No i wieczorem dopiero, wobec totalnego buntu, dałam chrupki. I Tysiek się przeżarł. I nad ranem rzucił sążnistego pawia. To wstałam zeby posprzątać, a wtedy ta mała @ wlazła mi pod nogi z wyrazistym spojrzeniem p.t. "JEŚĆ!" Znaczy się conva dać. Wiedźma! Karmić kota o czwartej nad ranem i to pilnując żeby mu nie wyżarli bo Miyuki chętnie by się podzieliła cokolwiek mała zostawi, a mnie wcale o to nie biega.
