Dawno tu nie zaglądałam, więc postaram się po kolei...
Kasiu, niewykonalne jest wzięcie na ręce Misi i obniesienie jej po mieszkaniu

nie mówiąc o pogłaskaniu przy niej Gabrysia

Zostawiałam jej otwarte drzwi do pokoju, w którym "mieszka" a sama na noce zamykałam się z Gabrysiem w innym pokoju - nie zauważyłam śladów wędrówek Misi... Mówię do niej duuużo i baaaardzo czule (nawet do swojego faceta nigdy tak nie mówiłam

) No owszem, trwa to wszystko już długo, ale pamiętajmy, że kotka po pierwsze ma już swój wiek, a po drugie - z opowieści wynika, że zbyt często zmieniano jej miejsce pobytu... Może dlatego tak trudno jest jej się zadomowić... Zresztą Fiona mówiła, że Misia u p. Eli też siedziała w wersalce...
Gem, nie jestem przekonana do tego pomysłu. Boję się, że Misia znów dostanie nieprawidłowy sygnał od p. Eli: "jestem na chwile, ale muszę sobie pójść - Ty tu zostań sama... albo zabiorę Cię i wypuszczę na ulicę, gdzie też będziesz sama..."

Czy to znów nie wprowadzi jej zamieszania do tego pięknego łebka?? Uwierz mi, chcę dla Misi zrobić wszystko co tylko możliwe, żeby się zadomowiła. Umówiłam się z panią Elą, że da mi jeszcze tydzień - jeśli nic przez ten czas nie wskóram - wtedy odbędą się odwiedziny.
Joasiu, najazd był tylko chwilowy

co ciekawe, gdy w pokoju, w którym Misia urzęduje (to mój największy) jedliśmy obiad przy stole - do rogówki wlazł Gabryś!

Zorientowałam się po dziwnych odgłosach - jakby tupania wydobywającego się ze środka... Najwyraźniej mój ciekawski kocur wlazł obwąchiwać "nową"

Żadnych skutków ubocznych u żadnego z kocich osobników nie zaobserwowałam.
Z wczoraj:
Około południa z pomocą kolegi wydobyłam Misię z rogówki. Właściwie sama wyskoczyła jak z procy, gdy rogówkę delikatnie rozłożyliśmy i zamknęliśmy. Z impetem wskoczyła na parapet, firankę, spadła za fotel, po czym pobiegła za rozłożoną rogówkę (którą wystawiliśmy prawie na środek pokoju)

Na szczęście nic się jej nie stało

Natomiast mój kolega chęć pogłaskania Misi przypłacił krwawą szramą...
Następnie pozapychałam resztę dziur, w których mogłaby się schować i pozostawiliśmy ją w zamkniętym pokoju, żeby oswoiła się z nowym stanem rzeczy. Popołudniu zaglądałam do pokoju i najpierw przyłapałam Misię na wciskaniu się w kąt na najniższej półce w witrynie, a później siedzącą na parapecie okna - udało mi się nawet cyknąć jej parę fotek. Patrzyła na mnie baaardzo wymownie...
Dziś rano siedziała na krześle wsuniętym pod stół. Nie skusiła się jednak na zjedzenie przy mnie śniadanka...
Mam nadzieję, że wyciągnięcie jej przyspieszy proces adaptacji...