aha, bo nie napisałam jak wizyta

pani doktor zrobiła Lesiowi nowy opatrunek (już prawie zdjęty przez tego urwisa), wcześniej polewając ranę balsamem. i dostaliśmy też zstrzyk, to był chyba solcoseryl. w poniedziałek kolejny opatrunek i kastracja
a Lesio jest bardzo dzielny za każdym razem u pani doktor. chociaż próbuje zwiać jak tylko widzi butelkę balsamu czy gaziki, a co dopiero igłę. cwaniak jeden. ale tak to nawet nie zapiszczy podczas zastrzyku, taki dzielny Achilles!
a w domu to jest kot marzenie

w klatce czuje się bezpiecznie i wie, że żadne z naszych zwierzaków go nie dorwie. czasem jak ktoś się zbliży do klatki, to syknie trochę jak żmijka, ale ja i tak wtedy otwieram drzwi klatki i go głaszczę, nic sobie nie robię z tego strasznego syczenia

i tak naprawdę, to Lesia obecność denerwuje tylko Szkieleta (tego z padaczką), ale uczymy go, że ma nie dochodzić do klatki i nie straszyć Lesiaczka. myślę, że będzie dobrze.
kilka razy dziennie też wyjmuję Lesia z klatki i przytulam, drapię i głaszczę. ta pokraka daje ze sobą zrobić wszystko

leży taki embrion, wyciąga się, ugniata i mruczy jak traktor. a jak mu się znudzi, to zwiewa do swojego pokoiku, czyli do klatki. taki spryciarz.