Dziś rano się uśmiałam z Cyryla
Rano wypuściłam Wenę i zajęłam się swoimi sprawami. Po jakimś czasie w kuchni widzę, że Wena zaczyna wcinać chrupki z którejś kociej miski. Na to przyszedł Cyryl, stanął przed nią i nieśmiało wyciągnął łapę - nie wiadomo, czy chciał Wenę walnąć w łeb czy pogłaskać
Nie zdążył jej dotknąć, gdy Wena wyskoczyła do niego z wrzaskiem i łapami! - zmył się jak niepyszny
Trafiła kosa na kamień
Jagódka Weny nie lubi - syczy na nią, ale trzeba przyznać, że kolorowa sobie na to zasłużyła
Pozostałe z reguły się nie odzywają, czasami powąchają Wenę, jak ta nie widzi, ale Hestia to już w ogóle samobójczyni - nic sobie nie robi z buczenia i łazi za Weną, podchodzi do niej na niebezpieczną odległość. Ja wiem, że ona odważna, ale gdzie jest granica między odwagą a brawurą?
Później Wena odkryła szczura z kocimiętką - położyła się, objęła go łapami, wycierała o niego pyszczek, turlała się, a jak tylko któryś z kotów się zbliżył, to startowała z wrzaskiem: "Spadówa! To moje!"
Wesoło mam
Poza tym Wena chodzi swobodnie po domu, odkryła już wszystkie zakamarki, wysiedziała wszystkie parapety i nadal mnie kocha - wystarczy ją dotknąć, a już mruczy, już chce na ręce, na kolana, nadstawia się do miziania. Kochana jest
I tylko moje koty przeszkadzają jej w tej sielance, bo też nieraz chcą do mnie podejść
