Przez pół nocy odrażające rude kocisko prało co sił w łapkach nie mniej ohydne kocisko czarno-białe. Które zaczęło - mogę się tylko na podstawie eksperiencji własnej domyślać. To, które tak rozpaczliwie piszczało. Samo piszczenie zresztą mi tak nie przeszkadzało w śnie sprawiedliwego

ile koszmarne sapanie a la Lord Vader, które wydobywał z siebie wściekły Kit-bull.
I tak sobie pomyślałam, zamknę bandytę w łazience, niech poduma o sprawach świata tego. A potem przyszła refleksja, mściwój jeden mi perfumy z szafki powywala

, niech lepiej sapią i piszczą, skoro im ta forma związku najbardziej odpowiada.
Po czem, filozoficznie nałożyłam na uszy poduszkę, bo do akompaniamentu sapania, piszczenia i charczenia doszło warczenie oburzonego TŻta. No śpij człowieku pracujący w warunkach takich

i wstań o 6 rano
Wstałam
I dane mi było poczynić jeszcze jedną refleksję na temat różnic charakterologicznych moich kotów.
Punkt widzenia porannej sytuacji wg Kitka:
O, Dwunożna wstała, nakarmiła, pocmoktałem. Jeszcze jedna osoba w łóżku leży. Pójdę, przytulę się, pośpimy razem...
Taż sama sytuacja oczyma Aliena:
Wstałem, wreszcie dostałem coś do żarcia. O kurka, co robi ten rudy nicpoń?

Czemu ssie rękę dwunożnej? Zdurniało się kotu... Rany, jeszcze jedna osoba w łóżku. Pójdę, obudzę, na pewno chce już wstać, a nie usłyszał budzika... Mrii, mrii, iiii, miaouuuuiiiii, mriii... No nie, zasłonił się kołdrą. Wstawaj, ja już dawno nie śpię... Oooo, łapą sobie pomogę, taaaak, widać twarz. Mriiiiiii? Kochasz mnie? No to wstań wreszcie.
Sytuacja powtarza się cyklicznie
