Kochane, nie miałam czasu zaglądać na miau. Już piszę, co i jak:
Cała historia dziś wygląda następująco: rano wszystko było w porządku. Apetyt Havranek miał spory. Po południu poszłyśmy z mamą na zakupy. Po powrocie - ok. 16:30 zauważyłam, że Maluch zaczyna się dziwnie zachowywać. Poszedł do kuwety i zaczął się strasznie oblizywac i ciamkać pyszczkiem. Po chwili zwymiotował... Myślę... Zdarza się. Może się przejadł? Ale za chwilę zwymiotował drugi raz, i wypompował chyba wszystko, co miał w żołądku. Potem trzeci raz. Schował się pod łóżkiem...
Miałam jeszcze pracę zdalną i musiałam ją dokończyć. W międzyczasie obserwuję Havranka. Widzę. Jak wychodzi spod łóżka.
Usiadł sobie na drapaczku, ale jakoś tak niewygodnie. Jakby go brzusio bolało...
Za kolejne 20.minut znów poszedł do kuwety. Kolejne wymioty, tym razem pianą... A za chwilę kupa

. Razem chyba z 7 razy wymiotował. I pod łóżkiem siedzi. No to... Myślę - nie ma żartów. Wet jak nic! Z takimi malcami nie ma żartów.
Udało się zorganizować transport dzięki Agnieszce z GRUPA Pomocy Zwierzętom RATUJ

. Pojechałyśmy. Na miejscu dr zachwyciła się naszym maluchem. Że piękne futro! Że taki grzeczny. Oczywiście zmartwiła się wymiotami i biegunką.
Havranek dostał kroplówkę podskórną na uzupełnienie płynów, cerenię przeciwwymiotnie, i na wszelki wypadek zrobiliśmy test na panleukopenię. Negatywny, uff..! - I zostaliśmy wysłani do domu.
Przyczyna? Może chwilowa niestrawność. Może olej z łososia, jaki dostał dziś w malutkiej dawce (uczulony?), a może jakaś jelitówka. Tosia ostatnio też miała coś z jelitkami. Może podłapał..? Albo coś zeżarł, czego nie dopatrzyłam. Zobaczymy jutro. Na razie mały, w całkiem dobrym humorze, sobie chodzi po domu. Już się nie chowa

. Te maluchy to mnie wykończą..
