Z jedzeniem towarzystwo mi się rozpuściło, jak dziadowski bicz, niestety.
Felut nie ruszy puszki, której połowa stała przez kilka godzin w lodówce. Ma być świeże. Dzisiaj na przykład skorzystał z okazji, że dorosłe Szczypiorki przerzuciły się na suche od momentu, gdy jest im w domu za gorąco (wciąż utrzymuję ogrzewanie podłogowe, bo ranki i wieczory są jeszcze zbyt chłodne) i zeżarł kurakowe cycki ze wszystkich trzech misek. A ponieważ już od środy wieczór zaczął mu wracać apetyt, dupka nie jest już taka koścista. W każdym razie FIP-a nie ma.
Debi. Gdy bolały ją uszy, miała problem z jedzeniem z miski. Trzepała głową i jeden posiłek zjadała w kilku podejściach, a ja, żeby ją zachęcić do jedzenia, podsuwałam coraz smakowitsze kąski. No, długo nie trzeba było czekać. Gdy daję jej na misce mięcho z drobniutkim makaronem, za którym ona nie przepada (jak zapomnę wystarczająco wcześnie ugotować makaron normalny, ludzki), suka stoi nad miską i trzepie głową, chociaż już na 100% nie odczuwa bólu przy jedzeniu
Ja pitolę.
A w oczku wodnym zamieszkała żaba, która chyba właśnie ma okres godowy, bo każdego wieczora kumka sobie jakoś tak radośnie. Szczypiorki oczywiście trzymają wartę cierpliwie czekając, kiedy będzie okazja zamęczyć żabę. Na szczęście jeszcze im się to nie udało. Niemniej to kumkanie oznacza, że w tym roku obrodzi nam małymi żabkami

Uwielbiam majowe wieczory, gdy siedzę sobie na tarasie, a żabki kumkają. Trochę mniej podoba mi się, że muszę po tarasie i alejce ostrożniej chodzić.
A w ogóle mamy weekend
