ja się tylko słowem odezwę, bo mam teraz mało czasu przy tym pisaniu pracy, wiadomo

wszystko na ostatnią chwilę.
Małe żmijki rosną, mają tyle energii, że pewnie mogłyby swiecić w ciemności, jedzą za 5 dużych kotów i bawią się wszystkim, co tylko nie jest kocią zabawką. Najlepiej dużymi kopertami, wieszakami na ręczniki, schowanymi przed nimi spinkami do włosów (Zuzia włazi na stół i wyjmuje sobie spinki/pierścionki z moich kosmetyczek), reklamówkami, opakowaniami po bozicie (zawsze jak myślę, że juz wszystko wyrzuciłam, to się okazuje, że jednak nie, ze koty gdzieś kawałek schowały). A żmijki są dlatego, że mi w nocy urządziły maraton sikania na torby materiałowe. Zdziwiło mnie rano, że siuśków prawie nie ma w kuwetach. Za to coś mi pośmierdywało w kuchni. Podnoszę torby na zakupy (miałam kilka włożonych w jedną, stały na podłodze), a one z wierzchu trochę posikane, a w środku - jedna wielka mokra sikowa kulka z torebek! Tyle tego było, że chyba cała czwórka mi tam nasikała. Torby zabrane - koty sikają grzecznie do kuwet. Nigdy tego nie ogarnę

Mirmur jest ogromny (chyba już większy od Jazz i Filipa) i puchaty jak maskotka. Zuzia będzie wyraźnie mniejsza. Za to robi się charakterna, a Mirmur taki jak Jazz, bezproblemowo-przytulankowy. Przychodzi na mnie jak siedzę porozbierana i ugniata mi największą fałdkę na brzuchu

bez pazurków i z obłędem w oczach :] Zuzia przychodzi za to wymuszać głaskanie miauczeniem, do tego tryka czołem, jak koziołek

I je kiełki lucerny. Żaden inny kot nie je moich kiełków!
No, to tyle. Serdecznie pozdrawiam od całej żmijowej gromadki.