Poniewaz Nowka nie chciala po dobroci oddac co nalezalo, pojechalismy do weta. Zeby kotku wykrecil pecherz.
Dostalo kotku furosemidu (zeby sie moczu uprodukowalo). Odczekalismy. Wyjelismy i... Nowka powiedziala "a takiego wala

".
Pecherz nadal pusty

A Nowka do Pani Doktor powiedziala "sluchaj, stara, zabieraj te lapy, albo....

"
Nic to. Poniewaz nie chciala tak, to trzeba bylo sposobem. Furosemid poniewaz podany, to dolejemy w kotka plynu. Hyhyhy

Podskornie, ze strzykawy - proste, nie? Jasne
Niby spokojna, zrezygnowana siedziala w buklaczek, podskornie sie plyn wlewal i nagle... BRYK... z okrzykiem "wiara, chodu!". Za pierwszym razem obie z Pania wet omal nie zeszlysmy na zawal. Przy kolejnym bryku juz bylysmy gotowsze
Po godzinie od wlania w nia ok 80 ml plynu - szczocha nadal brak. A Nowek przez kraty transportera baranami szczela.

Nic to, oproznilismy transporter z wszystkiego poza kotem, przetarlismy, zeby czysty byl i do domu. Jak po drodze sie wysika, to zbierzemy w strzykawe. Otoz.... nie wytrzymala

Nasikala w transporter. Ja staralam sie niesc ich (Nowke i szczocha) tak, zeby nie wylac, Nowka robila wszystko, zeby sie mokrosci pozbyc
Ale udalo sie. Mamy siku tyle, ze starczy na badanie
Rzecz jasna w domu, zaraz po wypuszczeniu z transportera Nowka ze szczescia wytarla o mnie mokry tylek

zabarankowala mnie na zaboj i kazala sie po lapkach calowac - tez obsikanych
A potem zrobila siku do pustej kuwety...

Jakby nieco po fakcie
