Kilka słów wyjaśnień ode mnie też

Frotka nie przyjechała do nas chora, tylko zachorowała u nas (po południu przyjechała do nas, a rano już była chora). Była zabrana z paskudnych warunków, zanim trafiła do Dorci, i z tego co mi wet mówił (i Gosiaa, i wet Gosi

) kotki z takich domów na 99% maja jakieś paskudztwo w sobie, które wychodzi przy najmniejszym spadku odporności. Stres i odrobaczenie w jednym zadziałało jak katalizator. Mała przeszła kalcywirozę. Odizolowana od Naji wyzdrowiała. Obie pomyślnie zaszczepione mogły się znów spotkać.
Najgorsze jest to, że ludzie się uczą na błędach i są mądrzy po szkodzie - ja się dużo nauczyłam po tym co się stało...

Przed adopcją byłam zielona jak trawa na wiosnę jeżeli chodzi o kocie choroby. Choć ponad 10 lat miałam koty u rodziców (mieszkałam z nimi oczywiście), nie przechodziliśmy niczego podobnego.
Siostra Frotki nadal ma problemy z oczkami, miała katarek - Frotka również z oczkami ma mały problem - łezki jej lecą - sporadycznie, ale zawsze. Będziemy się tym zajmować jak podrośnie trochę kocię i nabierze sił - słowa weta.
Teraz małe razem szaleją. Mam w pamięci to co się stało i ciągle małą paranoję, ale na razie wszystko wygląda dobrze

i oby tak się skończyło.