Jak ja dzisiaj rano wstanę

Kiepsko pewnie będzie.
Ale o czymś innym chciałam napisać. Tak czytam o różnych historiach malutkich, ratowanych i uratowanych kocinkach i przypomina mi się moja walka o uratowanie Fifiego.
Bardzo żałuję, że nie mam żadnego zdjecia jak Fifulec był malutki i jak rósł.
Pamietam jak pojechałam z nim do Gdyni dzień po tym jak sie urodził, w Kuźnicy na półwyspie helskim. Co prawda wcześniej była jazda do Helu - myślałam: tam sa foki to wet musi być. Nic bardziej mylnego - żadnego weta przy fokach nie było i musiałam przez cały "cypelak" zasuwać do Trójmiasta.
Miałam jednak szczęście bo trafiłam do lecznicy, która miała i mleko dla maluchów i butelki ze smoczkami - a było to 7 lat temu!!!! A na dodatek niedziela -

czuwał nad tym kociakiem.
Lekarz był bardzo sceptyczny - noworodek nie został przez matkę nawet wylizany, bez pierwszego maminego karmienia - szanse zerowe. A ja zero doświadczenia w kotach. Dramat totalny. A na dodatek pies - wyżeł - niezbyt lubiacy koty, był wtedy na stanie.
Ale się zaparłam, ten kociak musi żyć i basta

najtrudniejsze było trzymanie kota w cieple. Jak polazłam do apteki to poprosiłam o hydrofor

, na szczęście kobitka była kumata i bez dodatkowych wyjaśnień zrozumiała o co chodzi
Nie najprzyjemniejsza też była podróż powrotna do domu - ponad 400 km w dobrej pogodzie, a w samochodzie włączone ogrzewanie - kociunia musi miec ciepełko, a ja i pies ledwo żywe, temp. pod 30 st Celsjusza
A w Warszawie to wszystkie wilanowsko-mokotowskie lecznice nas znały

Wizyty były prawie codzienne - kotek ma problemy z siusianiem, kotek ma problemy z qupalem, cos nie tak z jedzeniem, nagle brzuso za duży sie zrobił, itp. Zachowywałam sie bardzo histerycznie, a oni wszyscy byli bardzo wyrozumiali. I NIGDY żaden wet nie policzył za wizytę - płaciłam tylko za leki, i to też z duzymi zniżkami
Nigdy nie zapomnę jednej wizyty, jak były problemy z siuuu. Wetka obejrzała kicię - może wtedy Fifi 10 dni miał - i mówi: "O jejku jakie duże nerki kicia ma, ale to może normalne, bo ja takiego małego kota jeszcze nie badałam". A żeby było śmieszniej to ja te nerki Fifiego też widziałam - wielkie były, jak na tak małego kota
Ponieważ chce mi się dalej pogadać - jutro będzie dalszy ciąg historii Fifiego. teraz idę spać. Buziaczki, dla wszystkich a dla zainteresowanych
