"Uwielbiam zapach napalmu o poranku" - mógłby powiedzieć Marlon, który aktualnie leży pod łóżkiem w nastroju co najmniej orgazmicznym, wyciąga łapki na całą długość, a na pychu odmalowuje mu się błogostan.
Nie bójmy się tego słowa, ze słodkiego Marlonka wyszedł dziś psychopatyczny morderca! Czyli jak to kot. Wszystkie one to wredne dranie.
Ta cisza, ten spokój od razu były podejrzane. Poprzedniego poranka (????), pytajniki, bo w sumie nawet nie dniało, Pan Kot robił konkurencję Filharmonikom Wiedeńskim wokalizując na miarę Wagnera: wypuść mnie, wypuść mnie, tam dzieją się rzeczy ciekawe. A dzisiaj - NIC. Posąg kota.
I co to było? Kot hipnotyzował cykadę, która nieostrożnie zabunkrowała się w pokoju. Potem zaczął ją lekko trącać łapką, zagnał pod łóżko, fachowo oberwał jej nóżki

i zeżarł z apetycznym chrumkaniem.
Zdania na temat uzupełnienia kociej diety są teraz podzielone. Rozanielony Młody nie ustaje w gratulacjach (Brawo Marlonku, Twoje pierwsze udane polowanie!). TŻ chodzi za nim i syczy: Morderco! Faszysto jeden!
A ja sobie myślę: Kitkowa mordercza dusza opanowuje zakamarki jestestwa Marlonka pomału, jak Lady Ligea wchodząca w ciało słodkiej Roweny u Edgara Allana Poe

W sumie, niczego innego się po Kitku nie spodziewałam...