Mić w domu, właściwie bez zmian. Łapki może stabilniejsze, ale jeszcze go zarzuca. Główka dalej leci, ale też potrafi podnieść, być może coraz dłużej utrzymuje, ale ja już nic nie wiem, zatraciłam obiektywizm.
Pocieszające jest, ze gdy wróciłam godzinę temu z rehabilitacji, otworzyłam drzwi do domu, wypada Cosia a za nią coś szare, myslałam, że to któraś z dziewczyn, a to Miciu! Po schodach i do ogrodu....Ale się szybko zmęczył, główka zwis i koniec
Zabrałam natychmiast do domu, bo chłodno.
Problem z jedzeniem. Nie chce. I nie pije. Ale wszystko dostał w gabinecie, więc tragedii nie ma. Na razie. Wisi nad miską i to koniec. A taki rozmruczany przydreptał do ulubionej rybki

I nie je. Coś mu nie pozwala.
Jutro jedziemy na kolejną kontrolę i laser. Może kroplówkę, nie wiem.
Ma spać ile wlezie. To pójdziemy wcześniej spać, może jutro będzie lepiej?