» Śro cze 18, 2014 14:23
Re: monochromatycznie! życie
wieści bardzo optymistyczne. Pan Profesor jest człowiekiem, którego mottem jest przede wszystkim skupiać sięna rzeczach dobrych a nie na tym co może się nie udać. Nie potwierdził tego co profesor Hałaburda, a raczej, potwierdził ale w tym momencie. Powiedział też, że decyzja Katowic była jak najbardziej słuszna dla mnie w tamtym momencie. Co proponuje pan Profesor? Odżywienie organizmu - skupienie się teraz na tym, by powrócić do kondycji sprzed roku, przytyć, wzmocnić się, potem zająć nerkami i tak przygotowana podejść do przeszczepu. On tego nie przekreśla. Mówi wprost, że chemia, którą teraz dostaję nie leczy le obecnie nie ma dla mnie innej możliwości bo mój organizm jest zbyt słaby, niedożywiony a moje nerki są chore - trzeba najpierw zająć się tym. Wbrew temu, że nerki to dieta niskobiałkowa on twierdzi, że dla mnie teraz ważniejsze jest odżywienie się, zwłaszcza, że bardzo też posunęłam się po operacji. Chudzieńka i siły nie ma. Mam więc jeść super extra rzeczy, dbać o swoją psychikę i odbudowywać się bo walka z tym dziadem jeszcze nie zakońzona.
Swoją drogą bardzo bałam się, ze będzie chciał mnie położyć u siebie w szpitalu ale sam powiedział, ze teraz należy mi się odpoczynek. Zgadzam się z nim, zwłaszcza, że psychicznie na prawdę nie dałabym już rady. Teraz potrzebuję odnowy zarówno psychicznej jak i fizycznej, by siły wróciły. Modlitwy i wiary o którą modlę się codziennie.
Tak sobie myślę, że Bóg to jednak dobrze wiedział co robić, że zdyskwalifikowali mnie z przeszczepu. Już po raz kolejny widzę, że coś co było dla mnie ogromną porażką i psychicznym kołkiem do trumny po jakimś czasie okazuje się, że uratowało mi życie. Gdybym wtedy 15 kwietnia została tam w Katowicach, teraz byłabym miesiąc po przeszczepie, więc mój organizm nie miał by już mojego szpiku a szpik dawcy jeszcze by się nie zagnieździł. Byłby to najtrudniejszy moment. Gdybym więc musiała odbyć tą operację, którą przeszłam, nie przezyłabym. Ledwo udało im się teraz przetoczeniami wywołać krzepnięcie. To dla mnie kolejny znak. Choć jest ciężko i ciężko przyjmować kolejny cios, zaczynam wierzyć, że On wie co robi (i jakoś spokój mnie ogarnia, myślę, że po prostu teraz jest czas odpoczynku, tego bym zaufała, tego bym słuchała siebie i żyła ze sobą w zgodzie nie tracąc chwili, nie wiem czy to naiwność, ale ja na prawdę zaczynam wierzyć, że ja się z tego wykaraskam, tylko jeszcze się muszę wielu rzeczy po drodze nauczyć i zrozumieć)
