Jak się ogarnę i zgram zdjęcia, to coś tam opowiem
Jeszcze a propos drogi. Tak sobie zaplanowałam, że przenocujemy gdzieś w okolicach Berlina, a rano na zupełnym luzie pojedziemy do domu. Niestety gdy na obwodnicę wjechaliśmy nie dość, że lało, to jeszcze ciągnęły się kilometrami roboty drogowe. Generalnie nie sprzyjało to poszukiwaniu noclegu. No dobra, pomyśleliśmy, przenocujemy tuż za polską granicą. Głupie to było myślenie, życzeniowe i tylko
Przykro to mówić, ale zaraz za granicą zaczyna się czarna dziura (gdy się jedzie w dzień dziura wygląda pięknie, są ładne lasy, ładna w ogóle droga, ale po "ćmoku" to już inna jakość). Nic, żadnej informacji, żadnych napisów "hotel", "nocleg" czy podobnych. Nic ciemno jak w dupie. No nie, nie do końca, reklamują się bowiem burdele

ukryte pod eufemistyczną nazwą "night club". Tych pierdylion jakiś, zliczyć trudno. No jasne, po co Niemiec czy inny obcy ma przyjechać do Polski? Nie do hotelu wszak

Już w desperacji Justyn stwierdził, no wiesz, zawsze możemy zapłacić panience za 6 godzin i poprosić, żeby poszła precz z pokoju
Na drugiej od granicy stacji benzynowej (ze 100 km?) zapytaliśmy o hotel. A tak, są hotele, ale! Najpierw trzeba wiedzieć gdzie są, później trzeba wiedzieć gdzie zjechać z autostrady, jeszcze później wiedzieć gdzie szukać. A w końcu być przed 22 gdy działa recepcja, restauracja itp. jedyny hotel/motel przy drodze jest w okolicach Konina. No ale to już tak blisko Łodzi, że sensu nie ma, poza tym tego hotelu, tego całego obiektu nienawidzę szczerze i z pasją. Miałam z nim kontakt kilka razy i wszystkim odradzam, a już zwłaszcza hotelową knajpę - zgroza to mało powiedziane. Wystarczy nadmienić, że preferują cudzoziemców, zwykły obywatel RP obsługi doczekać się nie może, poza tym zjedzone tam niegdyś pierogi wspominały mi się przez jakieś 3 dni
Tak więc desperacko dojechałam do Łodzi, co nie było mądre, ale chyba mądrzejsze niż spanie na stacji benzynowej zważywszy na rodzaj towarzystwa, który tam się pętał w godzinach nocnych
