pozytywka pisze:ale korale???????
korale?

Kieeeedyś.... <rozwlekle> kieedyś... jak jeszcze Junior uczęszczał do liceum, zostałam wezwana przez panią pedagog, w celu - między innymi - wytłumaczenia się, dlaczego podobnież tracę kontakt z dziecięciem (lat 17 wówczas)
Nie ukrywam, że byłam na bardzo ostrym zakręcie życiowym, jechałam po bandzie (a te głupie bachory wszak ze mną) i faktycznie, głównie byłam zajęta, jakże egoistycznie, wysiłkiem w celu nie wypadnięcia za ową bandę, więc wkroczyłam do gabinetu ziejąc ogniem z pyska. Wysłuchałam pani pedagog, i rzuciłam okiem na uciśnione przez wyrodną matkę dziecię. (lat 17)
Otóż dziecię (lat 17, płci męskiej) miało na sobie, na górnej połowie jestestwa:
własny tiszert,
moją koszulę, malowniczo rozwianą, z czystego jedwabiu, nota bene,
moje korale (na rzemieniu, owszem),
moje kolczyki (skromne pirackie koła)
moją bransoletkę (z indyjskiego sklepu),
moją bandanę, choć mogę uznać, że bandany mieliśmy po prostu wspólne
moją frotkę w kucyku, o ile włosy do pasa można nazwać kucykiem.
Dolna połowa dziecięcia była szersza od dolnej połowy wyrodnej mamuni, i tylko dlatego uciśnione dziecię posiadało własne spodnie i własne glany.
Jakby nie patrzeć, dziecię nie straciło kontaktu przynajmniej z moją szafą.
Po paru latach dziecię nie pozbyło się ułańskiej fantazji w ubiorze, ale się trochę rozbuchało w szerz i już nic mamuni na niego nie wchodzi. Trochę takoż zmienił styl, a włosy obciął, bo mu zaczęły wypadać.
To co to jest, jedne korale na łóżku...