ewar pisze:Duszek686 pisze:Mnie się wydaje, ze troszke widzi
Niewiele pewnie, ale zachowuje się tak, jakby jednak trochę widziała... przynajmniej światło i ruch
To dobrze

Mam nadzieję,że jej nic nie boli.A ten cudotwórca Garncarz ( to nie sarkazm, naprawdę jest świetny) nie mógłby zobaczyć jej oczek? Koty niewidome świetnie sobie radzą, mają rozwinięte inne zmysły, ale skoro dałoby się coś zrobić , to dlaczego nie? Może to zaćma?
Do dra Garncarza do Warszawy woziłam w 2005 r. wtedy 4 miesięcznego mojego kociaka o imieniu Krecik (bo "ślepy jak krecik"...), wyrwanego z prowadzonego wtedy przez Zieleń Miejską schroniska. Krecik jest po trzech operacjach oczu (trzecia powieka zarastała) i udało się uratować 30 % widoczności w oku, a to był wtedy sukces....Krecik nie jest więc zupełnie ślepy. Ale Kret był wtedy młody, a mimo że Garncarz jest najlepszym specjalistą, to u starej kotki prawdopodobnie nie jest już możliwe uratowanie wzroku....
Jeździłam też wtedy (2005) jednocześnie do dra Niziołka do W-wy z maleńką koteczką wyrwaną tak samo ze schronu - Ciupińcią....Miała, biedactwo, zespół Botalla....Przygotowywaliśmy ją do operacji, ale że była na to za malutka, trzeba było, podtrzymując ją lekowo, czekać aż choć trochę podrośnie.....Dowiozłam ją na umówioną operację, ale ona zmarła gdy dotarłam z nią do Akademii, gdzie czekał na Ciupińcię zespół lekarzy, a Akademia sama zaproponowała mi częściowe zrefundowanie kosztownej operacji, na którą wykładałam z własnej kieszeni......
Przepraszam, że o tym piszę, ale jak wspomnieliście o Garncarzu, to wróciły wspomnienia....Ciupińcia wychowywała się z moją Zosią i fotki mam do dziś dwóch "koleżaneczek", z których jedna była taka chora, taka słabiutka...Dr Niziołek na pewno doskonale pamięta Ciupinkę z Kołobrzegu , bo wszyscy bardzo cierpieliśmy wtedy, gdy ja ją dowiozłam ,a ona umarła nam przed operacją.....Pozostanie na zawsze w moim sercu....