nieee no, to jest masakra jakaś

Ania Zmienniczka założyła wenflon. Do domu jechałam, piszcząc kołami na zakrętach, bo Klemens już w transporterze rozpoczął destrukcję pięknej, zielonej, bandażowej taśmy w psie łapki, którym wenflon został zabezpieczony. Po przyjeździe od razu go podłączyłam - no way, mission impossible, apokalipsa i w ogóle. Udało mi się z wielkim trudem przytrzymać go zaledwie na 70 ml. Inna rzecz, ze mi pozostałe koty nie ułatwiały: Lea skakała Klemensowi po głowie, a odpychana przeze mnie wracała jak bumerang, najwidoczniej uznając to za świetną zabawę. Georg siedział na szafce przed telewizorem, gapił się na nas i nie wiedzieć czemu na zmianę wył i warczał. Myślałam, że albo się popłaczę, albo oszaleję. Wybrałam to pierwsze

Odłączyłam kroplówkę, zrobiłam Klemciowi dodatkową "laleczkę" z bandaża i plastra i zaczęłam czekać na powrót TŻ-ta.
Dopiero jak wrócił dokończyliśmy kroplówkę. Dziś wstałam o 5.40, przygotowałam wszystko, obudziłam chłopa... u niego na kolanach Klemcio jakoś siedzi i nawet niespecjalnie marudzi. Ale to znaczy, że przez najbliższy tydzień TŻ będzie wstawał półtorej godziny wcześniej niż normalnie, tylko po to, żeby z łóżka przenieść się na kanapę i posiedzieć z kotem.
Do tego Klemens się wścieka pod koniec. Rozumiem, że siku mu się chciało i kupę też, ale musiał mnie straszyć zębami jak robiłam nową "laleczkę" ?

a jak nie kłapał paszczęką to się darł wniebogłosy
