Kroplówkę bardzo dzielnie Cosia zniosła, całych sześć godzin to pewnie dla niej wieczność, ale dała radę.
Personel lecznicy dopieszczał, dogłaskiwał, próbował poczęstować obiadkiem, ale odmówiła. Przycięto też pazurki w tylnych łapkach i zamontowano kołnierz na szeleczkach, tak na wszelki wypadek gdyby jej przyszło do głowy w jakiś dziwny sposób go zdjąć.
Bardzo jest biedna, najgorzej z jedzeniem i piciem, kołnierz po prostu uniemożliwia dostanie się do miseczki, ja to prawie robię za Cosię

. A zdjąć się boję.
Kroplówek koniec, teraz tylko leki w domu.
Popołudniem byłyśmy w ogrodzie. Cosieńka teraz boi się jeży, a Nulka boi się Cosi w tym kołnierzu

.
Ok, dwa dni z czternastu minęły. Odliczamy dalej, jeszcze tylko 12.
Mam dylemat i nie wiem co zrobić. Niestety zmarła moja Sąsiadka z uliczki obok, znałyśmy się 20 lat, wspaniała, zawsze pogodna, dobra, kochająca koty, psy, jeże, wszystko co żyje i niestety sepsa...

Jutro pogrzeb, na którym chciałabym być. Cmentarz na drugim końcu Wrocławia, musiałabym zostawić Cosię samą na około 4 godziny. Nie powinno się nic stać, ale równocześnie stać się może wszystko, to trzeci dzień po zabiegu.
Próbowałam poprosić kilka osób, aby zajrzały do Cosieńki, nikt nie może

.
I co mam zrobić? Przesadzam, czy moje obawy są uzasadnione?