No dobra.
Gdyby nasi sąsiedzi byli wrażliwsi na los zwierząt, to wrzaski, jakie wydawał z siebie Władzio powinny nam ściągnąć na głowę co najmniej policję

. Dwuosobowa obsługa była niezbędna. (kiedy zaproponowałam tanicie, zeby zrobiła zdjęcie rozczapierzonego, chudego i mokrego stwora, stwierdziła z mocą, że nie będzie kota poniżać

)
Suszenie na szczęście nie było już tak tragiczne, teraz Władzio pociesza się w ciepłej łazience miseczką z jedzonkiem.
BTW, słuchajcie, Władek zrobił się niemożliwy jeśli chodzi o jedzenie. Nie tknie suchego. Po prostu nie tknie. Metoda przegłodzenia nie działa (a boimy się malucha zagłodzić), po prostu suche jest niejadalne i już. Przeszłyśmy więc na metodę mieszania suchego z mokrym, no i może się uda, ale dziwne to jest strasznie. Fakt, był taki czas, że z braku kasy dawałyśmy im Acanę czy Oliviera i to w ogóle nie podchodziło, fefefefujbłe, ale dawniej jadły dobre suche chętnie, a teraz dzięki Mrusławie mamy Purinę ProPlan, która nawet pachnie lepiej - i też nic. Stasia niechętnie, Władek w ogóle... Rozpieszczone bachory...
Zresztą ostatnio stwierdziłam, że o ile Stasia jest aniołem charakterologicznym, najsłodszym kotem, jakiego kiedykolwiek w życiu spotkałyśmy, o tyle Władek nadaje się na kota wyłącznie dla kogoś, kto się w nim zakocha bez pamieci

. Wybredny, humorzasty, a przede wszystkim ten emocjonalny terroryzm

. Nie da się usiąść, by nie mieć kota na kolanach lub jęczącego u stóp, nie da się spać bez motorka pod kołdrą, nie da się jeść jedzenia bez Władzia wskaującego na stół i wracającego po minucie od zestawienia na podłogę...
Koooomu, komu takiego potwora w pakiecie z anielską Stasią?