anulka111 pisze:Zaznaczę

i pozdrawiam
Dzięki
A u nas... Ufff. Właśnie w pełni dotarł do mnie sens biesiadnej piosenki 'Piersi": "Płynie w nas bałkańska krew. Muzyka, wino, taniec, śpiew".
WIeczorem na nieco zaniedbanym boisku za sklepem miejscowi ułożyli w podkowę stoły nakryte śnieżnymi obrusami i udekorowane winogronami kolorowych baloników. Na podwyższeniu usadowili się muzykanci.
Wieczorna impreza była dość spokojna – bo oczywiście zajrzeliśmy ciekawie, wyglądało nieco dziwnie, jak wesele bez państwa młodych i dress code'u, bo stroje wahały się od imprezowych po mocno nieformalne. Kilkadziesiąt osób przechadzało się, gawędziło, ktoś tam pląsał, inni jedli, na grilu dymiły kiełbaski. Ewidentnie jednak nie był to festyn a prywatna impreza, przeto się grzecznie zmyliśmy, bo nie dorośliśmy jeszcze do światłych rad ministra Edukacji i Szkolnictwa Wyższego, że żeby wakacje nie wyszły nam paragonami grozy bokiem, trzeba żryć mniej, taniej, a już najlepij to na koszt znajomych i on tak właśnie zrobi. Najedliśmy sie w lokalnej konobie, dopiliśmy na balkonie i ułożyliśmy się spać. Muzyka wciąż przygrywała, nie to że rżnęła od ucha, ale słyszalna była wyraźnie. I tak do... siódmej rano!!!!
Ależ oni mają zdrowie do imprezowania! Ja oka nie zmrużyłam, półprzytomny kot wczołgał się pod łóżko (uprzednio nabroiwszy, bo z barowych krzesełek, które robią za prowizoryczne półki i stolika pozrzucawszy wszystko, włącznie z głośniczkiem, który opowiada nam sporo bajek. Nota bene drugim w czasie naszej podróży, bo poprzedni Młody utopił w morzu i choć po wyschnięciu to dzielne biedactwo walczyło jeszcze przez dwa dni, ostatecznie dało się zmóc soli morskiej i wyzionęło ducha. Limonkowożółty następca przeżył na szczęście kocią dywersję.
A swoją drogą, jak to jest? Są koty potwierdzające teorię o przyrodzonej gatunkowi gracji. Taki Kitek mógł przedefilować przez stół zasypany klockami lego i nie strącić żadnego. Alik eksmitował przedmioty z powierzchni płaskich z premedytacją. Micka, chcąc wskoczyć z podłogi na stół robiła taki zamach, że lądowała po jego drugiej stronie - na podłodze, z wielce zdziwiona miną potrząsając norweską grzywą. A Marlonek to prawdziwy słoń w składzie porcelany!!! Wlezie, potłucze, pomiażdży i nawet nie zauważy. "No precież do wodopoju szedłem, o so chozi? Odkręć ten kurek z bieżącą wodą, bo w mojej misce pływają rozmiękłe chrupki i jakieś rude kłaki, nie wiem czyje to".
