Siwy wyjeżdżał na plener. Dla znających Siwego to zdanie powinno wystarczyc.
Dla reszty wyjasnienie: szuka, prasuje, składa, szuka, prasuje, przegląda, przeszukuje szafę, składa papiery, kompletuje farby, kredki itd, itp.
Kotkowi zwisało to do czasu aż Siwy wyciągnął torbę podróżną. Pstryk! i Kotek momentalnie był gotowy do drogi. Jeszcze chwila i pewno byłby sam ubrał sobie szelki.
Biedny Kotek, nie wiedział, że zamiast do Zielonego Domku wywożę z domu jego ukochanego pana na cały tydzień.
Żal nam się zrobiło, zabraliśmy go ze sobą. Niech się choc trochę przejedzie.
W samochodzie rozwalił się na siedzeniu rozanielony - było mu wszystko jedno, gdzie jedziemy, ważne, że jedzie z nami. Chocby do piekła

Odwiozłam Siwego, przepakowaliśmy rzeczy z samochodu do samochodu, zaliczyłam trzy markety, żeby kupic lampy i rośliny do Zielonego Domku - a Kotek rozanielony wciąż spał i spał i spał na tylnej kanapie. I tak przez trzy godziny.
Dopiero w Zielonym Domku wylazł, przeciągnął się i był trochę zdziwiony, że tak długo jechaliśmy. Jak do Krakowa.