Hm... o pomyłkę trudno, bo Yrael robi przy nas i zaraz domaga się sprzątnięcia (chociaż dziś mogło być różnie - było narobione jak przyszłam, bo niestety musiałam wybyć na pół dnia - ech rodzina, rodzina

). Bunkier został rozbrojony, wszelkie w miarę ukryte kąty sprawdzone, nigdzie nie śmierdzi... Gwarancji nie dam, że czegoś nie przeoczyłam, ale jak na moje oko nigdzie niespodzianki nie ma...
Brzuch wymacany i zdecydowanie twardy nie jest. Jogurtu zjadła tylko trochę (chyba jej nie smakował), Yrek swoją porcję zjadł ze smakiem, ale dodatkowej (jej reszty) jednak nie ruszył, więc najwyraźniej za cud tego też nie uznał

. Siemienia lnianego ani parafiny nie udało mi się dziś kupić (naprawdę szalony dzień pełen biegania w tę i nazad, cieszę się że choć jogurt dorwałam), pytanie więc co polecacie bardziej i ile tego jej podać? Na chwilę obecną dałam jej jeszcze więcej mokrego. Nie wiem... może za mało jadła? Naprawdę trudno mi upilnować ilości jak wychodzi tylko w nocy

.
Ogólnie nie jest ani apatyczna ani obolała, ani nic. Chwile paniki czasami ją napadają, syczy i warczy jeśli kocurek się zbliży, ale ogólnie wydaje się zdrowa, w miarę zrelaksowana i szczęśliwa (zakładam, że te momenty paniki jej z czasem znikną, a są wspomnieniem z czasów wolności), zdecydowanie nie jest osłabiona ani nic. Sądzicie, że powinnam ją zabrać do weta (tylko co on poradzi jak kot wygląda na zdrowego)?
Najbardziej mnie martwi, że wciąż nie chce zaakceptować Yraela, a on robi się przez to coraz bardziej apatyczny i wycofany...
Nawiasem rzecz biorąc zauważyłam, że kocurek zjada częściowo z jej miseczki (mimo że wyraźnie mi pokazał, że ta pucha mu już kategorycznie nie smakuje). Jak w czasie wojny wystawiłam dodatkową miseczkę z suchym to też, Yrael jadł z tej drugiej, bliżej wyjścia z kryjówki (ostatecznie zrezygnowałam z tego więc, szczególnie, że Shar i tak podjadała z pierwszej miski).