
Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
EwKo pisze:Myszka.xww pisze:albo lubi żelki
Mysza po raz kolejny zmieniła mój sposób widzenia pewnych rzeczy...
Ewko, wstydziłabyś sięEwKo pisze:PS. Odpchiliśmy się, bo KTOŚ przytaskał ze spaceru znajomych
Nie ma krzty przesady w stwierdzeniu, że uratowane wczorajszej nocy kocięta czekała straszna śmierć w ciemnicy. Losem kotów nie przejął się oczywiście nikt, mimo że ludzie o nich wiedzieli.
Nasze wolontariuszki od dwóch z górą tygodni przyglądały się sytuacji na jednym z bytomskich podwórek. Rozpoczęły po informacji przekazanej przez karmicielki, że ktoś truje kocięta. Okazało się to – na szczęście – nieprawdą, ale… No bo jakieś „ale” musi przecież być. Objawił się rozmiar kociego nieszczęścia walczącego o przetrwanie na podwórkach nieobjętych dotąd sterylizacją.
Okazało się m.in. że w jednej z zamkniętych na głucho piwnic koczują kocięta. Kotka znosi im to, co sama zdobędzie, maluchy bowiem nie potrafią się stamtąd wydostać. Od urodzenia siedzą w zupełnych ciemnościach. Bez wody. Głodne… Jedyną płynną substancją, którą mogły przyjmować, było mleko matki, ta zresztą przestawała się już zajmować odchowanymi teoretycznie malcami.
16 sierpnia, wieczorem, podjęto próbę dotarcia do maluchów: udało się uzyskać klucz od jednej z mieszkanek kamienicy. Po godzinach spędzonych w strugach deszczu złapano 5 kociąt. Zabrakło miejsca, rąk i sił na ich matkę – po nią wolontariuszki wracają dzisiaj. Po sterylizacji zostanie wypuszczona na wolność.
Maluchy są za małe na zabieg, poza tym ich kondycja jest – może nie fatalna, ale na pewno marna. Futerka są przerzedzone i pozlepiane, oczy nie przywykły do światła: jedynym jego źródłem była szczelina pod schodami nad piwnicą. O bogatym życiu wewnętrznym i zewnętrznym nie ma co wspominać, bo to oczywiste.
Najpilniejszą sprawą jest ich odkarmienie: potem można myśleć o reszcie.
I najważniejsze:
Nie mamy dla nich domu tymczasowego, tym bardziej domu stałego. Tam, gdzie obecnie są, mogą zostać przez najwyżej tydzień. Nie mamy niestety możliwości umieszczenia ich w którymś z naszych domów. Szukamy na cito domu stałego lub tymczasowego: pokryjemy koszty leczenia i szczepienia. Potrzebny kącik, w którym mogłyby czekać na domy, albo przynajmniej przetrwać do czasu, kiedy ruszą adopcje i znajdzie się nieco miejsca u nas.
Jeżeli domu nie znajdą, będą musiały wrócić na podwórko: to centrum miasta, kamienica z bramą przejściową, po obu stronach ruchliwa ulica. Koniec łatwo przewidzieć.
Tutaj fotoreportaż z miejsca, w którym bytowały.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Szymkowa, zuza i 829 gości