Dziś późnym wieczorem zrobiłam kontrolne ważenie Malibu. Przybiera, powoli, ale przybiera na wadze.
Myślę, że to zasługa dokarmiania strzykawką.
Nie może najeść się samodzielnie, bo ta główka podryguje.
Za to na widok strzykawki (a mam już teraz dużą, 5cm) widać, że aż jej ślinka cieknie.
Je bardzo chętnie, sama reguluje tempo.
Dziś wypracowaliśmy drugą metodę karmienia: do malutkiego spodeczka nalewam pokarm, trzymam naczynko blisko pysia, a drugą ręką lekko przytrzymuję główkę.
Boże, on jest tak strasznie chuda, bo nie dojadała
Gdybyśmy w porę nie spostrzegły problemu, to umarłaby po protu z głodu!
Jest taką dzielną dziewczynką, tak stara się się chłopakom dorównać,
biega, skacze, siłuje. Oczywiście nie ma szans, na razie. Oni ważą prawie dwa razy tyle. Ale i tak ciągle próbuje.
Poza tym uwielbia ludzkie kolanka. Wystarczy, że ktokolwiek z nas usiądzie, ona zawsze znajdzie drogę, aby znaleźć się na kolanach. Układa się wygodnie lub zwija w maleńki kłębuszek i śpi.
Gdy jest porządnie najedzona potrafi spać non stop kilka godzin. I wiązać sadełko. Lubię gdy kociaki mają sadełko.
Tak jak na przykład Whisky. Od początku był duży, teraz jest największy, najsilniejszy, trochę toprny w zabawie, bo nie zdaje sobie sprawy, że czasem jest zbyt ciężki dla pozostałych. I właśnie ma sadełko. I w ogóle ślicznie zbudowany. Taki kociak z innej planety.
Natomiast Sheridanek wyszczuplał. Rośnie, wyciągnął się?
Wczoraj coś zjadł i miał biegunkę. Brzusio bolało.
Podobnie chyba Kacperek. Tylko, że ten dla odmiany miał torsje.
I popłakiwał bidulek.