Nowe odkrycie nieoczekiwanie wyzwoliło w nas nieśmiałego epigona niesławnej pamięci Markiza...
Kitek nie lubi gwizdania, lecz swoją dezaprobatę świadczącą (przyznajmy to ze wstydem) o absolutnym słuchu muzycznym

, wyraża w sposób tak czarujący, że nie sposób odmówić sobie przyjemności podroczenia się z nim.
Przykładowa sytuacja wygląda tak:
ofiara: zwisa z drapaka i ani jej w głowie przyjść na kolanka
dręczyciel: płonie żądzą wymyziania rozkosznego miękkiego futerka.
Do tej pory położenie potencjalnego głaskacza nie rysowało się w jasnych barwach. Pan kot - wcielenie niezależności i sobiepaństwa bimbał sobie ostentacyjnie na wszelkie kicianie i można sobie było gardło zdzierać po próżnicy
ad calendas grecas....
Do czasu... Epokowe odkrycie, zgodnie z tradycją, zrodziło się przypadkiem, niczym nie przymierzając teoria grawitacji czy prawo czyścioszka Archimedesa
Entuzjastycznie odgwizdana
Lili Marlene otwarła przed spragnionymi kociej miękkości nowe horyzonty. Kit truchtem przybiegł na kolanka wydobywając z siebie rozpaczliwie "Nieeeeeee! Proszę! Nieeeee", i jakby chcąc zaznaczyć, że nie jest to bynajmniej chęć śpiewania w duecie, wspiąwszy się na tylnich łapkach, przednią położył gwizdaczowi na ustach

A potem ułożył się na kolankach zwinięty w kłębuszek.
Odkrycie tak niesłychane implikowało konieczność powtórzenia eksperymentu. Za każdym razem to samo. W zespół badawczy włączono drugiego gwizdacza. Wynik doświadczenia przeszedł najśmielsze oczekiwania. Obiekt badań biegał od jednego do drugiego błagając o ciszę, wyciągając łapkę w kierunku twarzy, a następnie układając moszcząc sobie posłanie na kolankach.
Wygląda na to, że mam na niego haka

...