Ponieważ u nas w domu pieczara tłucze się nieco opornie (choć w końcu się tłucze...), postanowiłam wyprać dzieci. Na pierwszy ogień poszła Stasia, która, ponieważ niczego się nie boi, nie boi się również kąpieli - polewanie prysznicem jest fajne, mydlenie superowe, można pospacerowac po dnie wanny, tylko czekanie przepisowych 5 minut (nizoral) trochę się jej dłużyło. Suszenie suszarką nie zostało już przyjęte z takim entuzjazmem, ale generalnie nie było źle

(a ja aż się boję myśleć, bo będzie, jak jutro przyjdzie prać Władzia - nooo, nie będzie tak miło

)
A po kąpieli i suszeniu, ponieważ w domu chłodno, tak sobie oto zalegliśmy - Stasia pod moją koszulą, dogrzewana w ręczniku i przez brata (zdjęcie z komórki, przepraszam za jakość)
Troszkę mnie dołuje, że ludzie się pewnie boją zaadoptować niedowidzącego kota, a w pakiecie z drugim to już w ogóle... A wystarczyłoby popatrzeć na te dwa bambycle, jak się ganiają, tłuką, bawią, śpią, wylizują... Miłość od pierwszego wejrzenia gwarantowana...